Fantazja rodziców nie zna granic. Często ci zamożni proponują w tak zwanych trójkach klasowych drogie prezenty na zakończenie roku szkolnego. Wymuszają ich kupno, nie licząc się z zawartością portfela biedniejszych rodzin. Bywa, że kupują artykuły gospodarstwa domowego, biżuterię i inne drogie rzeczy.
Tymczasem nauczycielki z Szkoły Podstawowej nr 8 w Jeleniej Górze przekonują, że w piątek od swoich uczniów przyjmą tylko kwiaty.
– Dostaję mnóstwo bukietów – opowiada pani Ewa. – Jest ich tyle, że po powrocie do domu rozdaję je sąsiadom i rodzinie.
Bardziej trwałe prezenty trafiają do rąk wychowawców na wyższych szczeblach edukacji. Zwłaszcza tych, którzy żegnają się ze swoimi uczniami opuszczającymi progi podstawówek, gimnazjów i liceów. – To nic złego. Po prostu okazujemy w ten sposób wdzięczność uczącym. Nie ma mowy o żadnym przekupstwie – usłyszeliśmy od licealistów z ZSO nr 1.
Dyrekcje szkół mają różne zdanie na temat kosztownych podarunków, ale wolą się nie wypowiadać oficjalnie.
– Nie ma żadnych przepisów, które by zabraniały wręczania prezentów przy okazji roku szkolnego. Jeśli uczniowie składają się na to dobrowolnie, to chyba dobrze świadczy o jakości pracy pedagoga – mówi jeden z dyrektorów jeleniogórskich szkół. – Gorzej, jeśli tak się dzieje w trakcie trwania zajęć, a prezent jest wręczany indywidualnie. Takie praktyki są niedopuszczalne – słyszymy.
Tylko w Polsce istnieje zwyczaj obdarowywania nauczycieli z okazji dnia Edukacji, imienin, czy – tak jak teraz – zakończenia roku szkolnego.
Jest on wyrazem szacunku i uznania, choć prestiż zawodu spada. W innych krajach nie ma tej tradycji.
W Niemczech obdarowuje się drobnymi upominkami wyłącznie nauczycieli stażystów. W Holandii i Wielkiej Brytanii pedagodzy nie mogą przyjąć niczego z rąk swoich podopiecznych.
We Francji uczniowie dają swoim belfrom laurki, zaś w USA jabłko – prawdziwe lub drewniane, symbolizujące wiedzę.