Chorą na schizofrenię kobietę sąsiedzi znają z widzenia i z rozmów na korytarzach. Kiedy bierze leki, zachowuje się normalnie. A bez leków? – Czasami staje się bardzo agresywna, szczególnie kiedy pije alkohol. Wychodzi z domu z nożem, odgraża się dzieciom i sąsiadom. Boimy się wychodzić na podwórko – mówi Wioleta Lizak, sąsiadka.
Wniosek jest jeden: chora kobieta potrzebuje pomocy i to natychmiastowej, tymczasem żadna instytucja nie chce się nią zająć.
– Zgłaszaliśmy tę sprawę już wszędzie: na policję i do straży miejskiej, gdzie usłyszeliśmy, że dopóki lokatorka nikomu nic nie zrobiła, to oni nie mogą reagować. Wielokrotnie informowaliśmy też Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Ten odpowiedział nam, że pani Barbara ma prawnego opiekuna, który powinien się zaopiekować tą panią. Każdy umywa ręce – ubolewają Iwona Perwejnis, Jolanta Sobolewska i Barbara Cybulska z ul. Lwóweckiej 5 w Jeleniej Górze.
Zdaniem jeleniogórzan z Lwóweckiej chora kobieta pozostawiona jest sama sobie, choć ma rodzinę. – Córka, której sądownie powierzono opiekę prawną nad matką, w ogóle jej nie odwiedza. Nie sprząta, nie przynosi jedzenia. Chora szuka jedzenia w śmietnikach, z których przy okazji znosi całe sterty szmat, gazet, kartonów i innych odpadów. To wszystko gromadzi w piwnicy i w mieszkaniu. Jeśli kiedyś zaprószy ogień, albo co gorsze, rozpali w domu ognisko, to wszyscy spłoniemy tu żywcem – nie kryją obaw inni lokatorzy.
Ostatnio wzywaliśmy straż miejską, bo lokatorka zbierała gałęzie. Baliśmy się, że zapali je w domu: nie miała prądu, ani gazu. Tuż przed świętami po naszej interwencji podłączono jej prąd, ale na tym się skończyło – mówią sąsiadki.
– Jej córka była tu, kiedy chora zniknęła na miesiąc czy dwa. Wtedy zadzwoniliśmy po policję, by otworzono drzwi, bo myśleliśmy, że kobiecie coś się stało. Rozmawialiśmy z córką, ale jak grochem o ścianę, a przecież bierze za opiekę pieniądze. Siostra w ogóle nie odwiedza tej pani – dodaje Wanda Banak.
Sąsiedzi sami próbują pomagać lokatorce, ale nie zawsze jest to możliwe. – Robimy, co możemy, gotujemy jej i zanosimy jedzenie. Kiedy nie miała prądu, zanosiliśmy wrzątek, ale ona potrzebuje leków, a my ich nie mamy. Niech nam chociaż ktoś przekaże leki, to my będziemy jej podawać. Kiedy kobieta je bierze, jest normalna. Przede wszystkim jednak sąd powinien zmienić jej prawnego opiekuna zanim stanie się tragedia – wtrąca Barbara Morawska, sąsiadka.
Wojciech Łabun, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jeleniej Górze przyznaje, że podległa mu jednostka zna sprawę i co pół roku wysyła kuratora, który sprawdza, jak opiekun prawny wywiązuje się z opieki nad podopiecznym. W każdym przypadku, kiedy nie radzi sobie z obowiązkami, sąd ustanawia nowego opiekuna prawnego. Potwierdziliśmy, że tak jest i tym razem.
- Córka tej lokatorki sama zgłaszała nam, że ma małe dziecko i nie radzi sobie z opieką nad matką, która nie chce przyjmować leków, oraz nie daje sobą pokierować, a do tego nadużywa alkoholu i sprowadza do mieszkania osoby, które piją razem z nią. Wystąpiła o zmianę opiekuna prawnego. W grudniu 2011 roku sąd podjął taką próbę, ale wskazany przez córkę opiekun z Ośrodka Interwencji Kryzysowej po rozpoznaniu sprawy, zrezygnował z pełnienia tej funkcji, bo bał się, że sobie nie poradzi z tym przypadkiem. W takiej sytuacji sąd musiał wniosek oddalić. W miniony piątek sprawa się uprawomocniła i teraz sąd oczekuje na wskazanie innej osoby na opiekuna prawnego z MOPS-u lub Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Niestety jest to problem, którego nie udaje się załatwić od razu, mimo, że wymaga tego sytuacja – przyznaje sędzia Andrzej Wieja, rzecznik Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.
Wojciech Łabun dodał, że sprawa lokatorki z ul. Lwóweckiej nie jest jedyną w Jeleniej Górze, a MOPS czy sąd nie mają prawnych narzędzi, którymi mógłby zmusić prawnego opiekuna do rzetelnego sprawowania opieki nad podopiecznym, często będącym ich najbliższym członkiem rodziny.