Donosi o tym czwartkowy Dziennik. Gazeta wymienia kilku najwyższych urzędników w KRUS-ie, którzy pozatrudniali członków swoich rodzin. Dyrektor centrali dał pracę synowi, jego narzeczonej i przyszłej teściowej. Inny wysoki rangą urzędnik zatrudnił syna, kochankę i jej córkę. A patronem tego wszystkiego jest Roman Kwaśnicki, były wicewojewoda jeleniogórski, działacz Polskiego Stronnictwa Ludowego ze stolicy Karkonoszy i niedoszły prezydent miasta.
Dziennik prześwietla przeszłość prezesa Romana Kwaśnickiego. Skończył Akademię Rolniczą we Wrocławiu, jest zootechnikiem. Zajmował się różdżkarstwem, a jego praca magisterska dotyczyła „wpływu promieniowania podziemnych cieków wodnych na płodność, zdrowie i produkcyjność krów”. Doktoryzował się z selekcji buhajów rasy czerwono-białej. Teraz odpowiada za strategiczną dla rządu reformę molocha KRUS – czytamy w gazecie.
Kwaśnicki często jeździ do Jeleniej Góry i Szklarskiej Poręby. W grodzie Krzywoustego dorabia jako wykładowca w Kolegium Karkonoskim, a w Szklarskiej Porębie jest mile widzianym gościem w centrum rehabilitacji rolników, któremu przez osiem lat szefował. – Krążą o nim legendy. Słynął z tego, że kazał jednej z pracownic prać swoją bieliznę. Rzucał też na prawo i lewo darmowymi karnetami na basen głównie lokalnym działaczom i radnym.
Kierowcą Kwaśnickiego jest brat jego przyjaciółki, która szefuje centrum w Szklarskiej Porębie. Wcześniej też tam pracował w magazynie i musiał odejść, bo wyszły nieprawidłowości przy wydawaniu towaru. W swoje podróże prezes Kwaśnicki zabiera nie tylko kierowcę (zatrudnionego jako inspektor), lecz także sekretarkę, która jest… jego narzeczoną. Więcej o rodzinnym folwarku w KRUS w czwartkowym Dzienniku.