Ostatnio z komina Celwiskozy wydobywał się gęsty dym.
Poinformował nas o tym Czytelnik, który nadesłał zdjęcia przedstawiające to zjawisko. Rzecz o tyle ciekawa, że komin nieczynny jest od co najmniej 20 lat. Służy jedynie za gigantyczny maszt dla przekaźników telefonii komórkowej.
Nasz Czytelnik sprawdził powód dymienia. Nie okazało się nim wznowienie produkcji uciążliwej dla środowiska wiskozy, ale zwykłe niedbalstwo służb odpowiedzialnych za utrzymanie porządku w zniszczonej i opuszczonej fabryce.
– Dostęp do szybów komina jest niezabezpieczony. Praktycznie każdy może tam wejść i rozpalić sobie ognisko. Tak było zapewne w poniedziałek, kiedy komin „odżył” na nowo. Ktoś podpalił w nim opony lub plastik.
Teren po byłej Celwiskozie jest zaniedbany. Choć formalnym spadkobiercą wielkiego zakłady jest Jelchem, obszar fabryki podzielono pomiędzy rozmaite spółki i do końca nie wiadomo, co do kogo należy.
Jak, zdaniem Internautów, zagospodarować teren po dawnym trucicielu?
Wejście do opuszczonych budynków jest niebezpieczne: to się może zawalić! Złomiarze, którzy zapuszczają się tam w poszukiwaniu elementów metalowych, spowodowali już raz obsunięcie się stropu jednej z byłych hal. Nikomu nic się wtedy nie stało. Ale licho nie śpi.