To nie jest rozprawa moralno-psychologiczno-filozoficzna o świętych wyniesionych na ołtarze przez hierarchów historycznego Kościoła. Tekst wrocławskiej autorki Lidii Amejko opowiada raczej historie osiedlowych antybohaterów, o ich burzliwej i grzesznej młodości, o pragnieniu bycia świętym. A świętość to jedynie punkt widzenia. Siła tekstu nie tkwi w fabule. Żywoty nie są zwykłymi monologami. Można je czytać alegorycznie, metaforycznie, symbolicznie.
Osiedlowi opowiadacze objawiają metafizyczne korzenie zarówno ultranowoczesnych wynalazków i profesji, jak i zwyczajnych, pospolitych czynności. Podglądamy ich podczas codziennego życia. Całość zanurzona jest w konstrukcji klatki. Kameralny klimat współtworzą dodatkowe elementy typu: wanna, pralka wirnikowa Frania, aluminiowe wiadra czy worek treningowy bokserski.
“Żywoty świętych osiedlowych” to zbiór etiud w jednym wyjątkowym spektaklu: poetyckim, a jednocześnie bliskim rzeczywistości. Spektakl układa się w kolaż krótkich scenek, których wspólnym mianownikiem są chore międzyludzkie relacje. Łukasz Duda opowiada o niespełnieniach i o życiu na niby, wizji świata uparcie poprawianego, kłótni z Wielkim Budowniczym o usterki w dziele: brak sensu i skończoność życia. Reżyser ilustruje nasze małe bagno, w którym codziennie się babrzemy. Dotyka najważniejszych dla współczesnego człowieka problemów: przybierania masek, próby dostosowania do zasad i reguł narzuconych przez społeczeństwo czy religie, samotności oraz ukrywania pragnień. Żale, resentymenty, lęki osobiste i społeczne wylewają się ze sceny szeroką falą, splątują się w agresywne, nieuporządkowane kłęby.
Diana Jonkisz, Jakub Mieszała i Wojciech Sałaputa nadają temperaturę tekstowi - i to dzięki nim wytwarza się może naiwna, ale prawdziwa empatia łącząca scenę z widownią. Przybierają oni rozmaite tożsamości, głównie po to, by wywołać efekt komizmu i śmiechu. Dzięki tej trójce aktorów, którzy świetnie czują się w materii słownej Lidii Amejko i scenicznej Łukasza Dudy, spektakl ogląda się dobrze.