W kompleksie narciarskim SkiArena „Szrenica” znajduje się pięć nartostrad i tyle samo wyciągów orczykowych oraz dwa odcinki kolei linowej z 2-osobowymi krzesłami. Weekendowe komunikaty narciarskie informują o trzech zamkniętych trasach zjazdowych: FIS (tzw. Ściana), Lolobrygida (odcinek górny i dolny) oraz Hala Szrenicka. Przyczyną jest zbyt mała pokrywa śniegu, sięgająca od 10 do 50 cm. Narciarze mogą skorzystać tylko z trzech nartostrad, czyli z dobrze naśnieżonego Puchatka, trasy dla dzieci Baby Lift oraz ze Śnieżynki. Ostatnia z wymienionych nartostrad otrzymała tylko 1 punkt w skali 6-stopniowej, oznaczającej poziom warunków narciarskich. Obok oznaczenia tej trasy pojawiła się także ważna informacja dla narciarzy, iż w górnej części Śnieżynki można natrafić na wystające kamienie i korzenie.
Możliwość sztucznego dośnieżania całości tras dotyczy tylko dwóch nartostrad, Puchatka oraz Śnieżynki. Pierwsza z nich posiada również instalację sztucznego oświetlenia. Na trasie zjazdowej FIS oraz Lolobrygidzie armatki śnieżne mogą pokryć odpowiednio 80 i 88 procent z całości nartostrad. Na Hali Szrenickiej, gdzie znajduje się stok slalomowy oraz dwa równoległe wyciągi orczykowe, możliwości sztucznego dośnieżania nie ma wcale. Górna granica lokalizacji instalacji, czyli hydrantów i armatek nie przekracza 1225 m n.p.m. – Na dzień dzisiejszy w najwyższych partiach góry nie mamy swoich instalacji sztucznego dośnieżania, czyli uzupełniania zasobów naturalnego śniegu. Taką, a nie inną sytuację regulują odpowiednie i skomplikowane przepisy Karkonoskiego Parku Narodowego, Lasów Państwowych oraz programu Natura 2000 – powiedział Andrzej Kucharczyk z firmy Sudety Lift, zarządzającą obszarem SkiAreny „Szrenica”. Rezultat jest taki, że bez naturalnego śniegu w najwyższych partiach Karkonoszy nie można uprawiać tam narciarstwa zjazdowego.
Przy zamkniętych nartostradach nieczynne są także wyciągi, które mimo sezonu zimowego nie przynoszą żadnych dochodów. W ten weekend narciarze mogli skorzystać tylko z dwóch sekcji kolei linowej oraz 80-metrowego wyciągu dla dzieci Baby Lift. Pozostałe cztery wyciągi orczykowe na Szrenicy stały w miejscu. Większość zjeżdżających zadowala się trasami poniżej granicy lasu wysokiego, gdzie armatki śnieżne pracują od wielu dni, a warunki na nartostradach są dobre. Zwolennicy ekstremalnego zimowego szaleństwa, którzy woleliby skorzystać z takich tras jak Ściana, czują się jednak zawiedzeni. – Przyjechałam tu po kilkuletniej przerwie i stwierdzam, że nic się nie zmieniło. Byłam w wielu zimowych kurortach za granicą, do których Szklarskiej Porębie jest jeszcze naprawdę daleko – wyraziła swoją opinię turystka z Wrocławia.
Oprócz szrenickiego kompleksu na terenie miasta istnieje jeszcze kilka innych wyciągów orczykowych. Jest ich około 10, z czego połowa nie funkcjonuje wcale lub są otwierane dopiero po zgłoszeniu takiej potrzeby przez min. 5 chętnych osób. Działa popularny wyciąg Babiniec, usytuowany w drodze do Jakuszyc. W lutym mają się tam odbyć freestylowe zawody w snowboardzie i narciarstwie, a więc właściciel wyciągu nie narzeka raczej na zbyt małą pokrywę śniegu.
Pytanie, dlaczego tak atrakcyjne miejsce nie jest czynne na co dzień i tym samym nie zarabia na swoje utrzymanie? Podobna i równie niezrozumiała sytuacja ma miejsce na orczykach przy Armii Krajowej i Turystycznej. Ogólny wizerunek poprawia nieco widok nieźle prosperujących trzech instalacji narciarskich na dwóch stokach „W Dolinie Szczęścia”. Jest to popularne miejsce wśród mieszkańców i turystów, gdzie początkujący narciarze mogą skorzystać z lekcji, z instruktorem. Przy stoku można wypożyczyć sprzęt narciarski, a w ramach odpoczynku po zimowym szaleństwie skorzystać z usług kilku pobliskich punktów gastronomicznych.
Szklarska Poręba jest typową miejscowością turystyczną, utrzymującą się głównie z przyjeżdżających tu gości. Kolorowe foldery z pięknymi opisami doskonałych warunków do uprawiania sportów zimowych zderzają się z narciarską rzeczywistością w mieście pod Szrenicą. Przy rozbudowywaniu kompleksu narciarskiego na Szrenicy trzeba pomyśleć o wynegocjowaniu nowych, lepszych warunków z zarządcami Lasów Państwowych i KPN. Natomiast właściciele kilku dodatkowych orczyków w mieście muszą w końcu zadbać o swój własny interes, który nie miał by prawa bytu, gdyby nie przyjeżdżający tutaj turyści.