Wycofywane rezerwacje wakacyjnych pobytów w pensjonatach w Karkonoszach i Górach Izerskich to ostatnio niemal codzienność w placówkach usług turystycznych. Wszystko przez powódź, ale nie tylko. – U nas praktycznie nie było podtopień, ale i tak ludzie boją się tu przyjechać, bo w mediach wciąż alarmują, że Dolny Śląsk jest zalany – powiedziała nam jedna z właścicielek pensjonatu w Świeradowie Zdroju.
Owszem: kataklizmy są, ale mają one charakter lokalny. Nie dotyczą miejscowości turystycznych. – Tu jest gorsza pogoda, fakt, ale nikomu nic nie grozi, bo powodzi nie ma – mówi Paweł Kucharski z pensjonatu Villa Nova.
Nie zawsze sprawdzone wieści o zalaniach zauważył również zastępca prezydenta Jeleniej Góry Jerzy Łużniak. – Osobiście dzwoniłem do TVN 24, bo na pasku przez kilka godzin po odwołaniu alarmu w Jeleniej Górze, widniało, że u nas wciąż jest alarm, z czego można było wnioskować, że miasto jest zalane. A to nieprawda – mówi samorządowiec.
Telewidzowie z różnych części kraju po pokazaniu fragmentu ulewy i, na przykład, „rzeki” rwącej ulicą Wyczółkowskiego, są przekonani, że tak wygląda cała Jelenia Góra. – Mam znajomych w Szczecinie, którzy pełni troski dzwonili i pytali, czy żyjemy, bo przecież nas zalało! A u nas owszem padało, ale żadnego potopu nie było – opowiada Małgorzata Gawrońska.
O tym, że powodzi nie ma i kurorty czekają na turystów, przekonują odpowiedzialni za promocję. – Do miasta można normalnie wjechać, oferta jest pełna. Rozumiemy niepokój ludzi, ale winne są tu przede wszystkim media, które podkreślają tylko dramatyzm, a nie pokazują miejsc, gdzie jest spokojnie i nie było kataklizmów – mówi Grażyna Biedermann, szefowa Informacji Turystycznej w Szklarskiej Porębie. W podobnym tonie wypowiadają się inni zarządzający turystyką w gminach Kotliny Jeleniogórskiej.
G. Biedermann dodaje, że podczas powodzi w 2006 roku jeden z reporterów ogólnopolskiej telewizji zrobił program o tym, gdzie powodzi nie ma. Ale szefowie stacji uznali, że nie jest on warty pokazania, bo nie było w nim sensacji.