Pokrywa zasłaniająca wejście do niego ma bardzo małe otwory. Ptak mógł jedynie przez nie wystawiać głowę. Zauważyła go pięcioletnia Madzia, która wraz z rodzicami brała udział w retro paradzie rowerów. - Jak wystawił dziób, to dawałam mu mandarynkę i chleb - opowiada. - Mandarynki nie chciał, ale chleb jadł. Uczestnicy rowerowej imprezy zawiadomili dyspozytora „Wodnika”, a ten wysłał na pomoc gołębiowi ekipę „ratunkową”. Jako, że zdarzenie miało miejsce w dzień wolny od pracy, „ratowników” trzeba było zabierać z domów, wprost z od obiadowych stołów.
Akcja trwała około godzinę. Gołąb, po otwarciu wejścia do kanału, bał się wyfrunąć i trzeba było po niego schodzić. Na szczęście udało się. Odleciał w nieznanym kierunku. Po ilości odchodów, jakie pozostawił w kanale można wnioskować, że uwięziony był tam co najmniej kilka dni. To nie pierwsza akcja ratunkowa tego typu, jaką przeprowadzili pracownicy „Wodnika”. Niedawno wyciągali z kanałów dwa psy. Jeden, wilczur, uratowany na ul. Kruszwickiej, był naprawdę duży. W ubiegłym roku pomocy udzieli także jastrzębiowi, który został zaatakowany i pogryziony przez kota na terenie bazy „Wodnika” przy ul. Ceglanej.