Od samego początku lokatorzy budynku, na którym "Era" ustawiła nadajnik, byli przeciwko jego zamontowaniu. Wówczas jednak właścicielem tego budynku była Agencja Mienia Wojskowego. Jak twierdzą mieszkańcy, to ona zadecydowała o zgodzie na jego ustawienie. Teraz większość lokatorów wykupiła mieszkania.
- Mimo, że jesteśmy właścicielami mieszkań w dalszym ciągu nie mamy wpływu na to co dzieje się na naszym budynku - mówi jedna z lokatorek. - Nad głowami mamy promieniujace urządzenie i nic nie możemy z tym zrobić, bo Urząd Miasta do tej pory nie mógł zerwać umowy.
Podpisana umowa Ery GSM z Urzędem Miasta w Jeleniej Górze miała wygasnąć w maju 2007 roku. W międzyczasie lokatorzy budynku skierowali kilkanaście pism i protestów żądając demontażu urządzeń.
- Niestety, wszystkie spotkały się z milczeniem lub odmową - skarżą się mieszkańcy. - Część z nich w ogóle zaginęła. I jakby tego wszystkiego było mało, dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że podejmowane są już decyzję o rozbudowie masztu.
- W tej sprawie toczy się postępowanie administracyjne, które określi czy rozbudowa tego masztu nie koliduje ze środowiskiem - powiedział nam jeden z pracowników wydziału ochrony środowiska urzędu miasta.
- Chciałoby się zapytać - ironia losu czy złośliwość i brak wyobraźni ludzi - komentują lokatorzy. - Jak promieniujący nadajnik w centrum miasta może nie kolidować ze środowiskiem.
Ustawiony na budynku maszt spędza sen z powiek lokatorom całej klatki. Także w sensie dosłownym.
- Moja córka żeby się wyspać albo pouczyć musi chodzić do sąsiadów, ponieważ w moim własnym mieszkaniu przez hałas wywołany tym urządzeniem, nie da się normalnie funkcjonować. Ja śpię w nocy dwie, góra trzy godziny - mówi Marzena Kogut, właścicielka mieszkania, nad którym umieszczony został nadajnik.
Hałas nie jest jednak jedynym kłopotem. Mieszkańcy twierdzą, że z każdym miesiącem odczuwają pogarszanie się ich stanu zdrowia. Jedni uskarżają się na nasilanie się nerwowości, inni mówią o bólu głowy, łysieniu, depresji i innych dolegliwościach.
- Urząd miasta za nic ma nasze prośby - wypowiadają się właściciele budynku przy ulicy Drucianej. - Jak wynika z przesłanej nam odpowiedzi, maszt jest całkowicie nieszkodliwy dla otoczenia. Badanie prowadzone od lat na całym świecie mówią co innego. Wystarczy zajrzeć do internetu i przeglądnąć wyniki najnowszych badań dotyczących oddziaływania nadajników telefonii komórkowej.
- Nie możemy wydać zakazu budowy nadajników - tłumaczy pracownik wydziału ochrony środowiska. - Przed wydaniem każdej zgody na budowę takiego masztu przedstawiciel firmy starający się o budowę czy rozbudowę nadajnika musi przedłożyć komplet dokumentów potwierdzających jego nieszkodliwość. Następnie muszą one zostać zatwierdzone przez Wojewódzki Inspektorat Sanitarny i Dolnośląski Urząd Wojewódzki we Wrocławiu.
Badania przeprowadzone przed podjęciem decyzji o budowie nadajnika nie wykazały żadnych zagrożeń.
- Owszem, były prowadzone pomiary przez sanepid jakiś czas temu - mówią Danuta i Ludwik Zielińscy. - I nic dziwnego, że nic nie wykazały, przeprowadzone były niewłaściwą aparaturą przeznaczoną do zupełnie innych badań.
Teraz mieszkańcy wysyłają kolejne pisma w nadziei, że tym razem ktoś weźmie pod uwagę ich problemy zdrowotne i nie wyda zgody na przedłużenie umowy.
- Cała ta walka o normalne życie nie ma sensu, jeśli do ludzi nie dotrze prawda o konsekwencjach działanie tego urządzenia - mówi jedna z lokatorek.
Za rozbudową masztu jest również administracja. Zespół Zarządców Nieruchomości argumentuje swoje poparcie dla masztu dodatkowymi pieniędzmi, jakie wpływają na konto spółdzielni.
- Miesięcznie na nasze konto wpływa ponad dwa tysiące złotych. Zasila to fundusz remontowy, dzięki któremu moglismy wyremontować i ocieplić budynek - wyjaśnia administrator Leokadia Kubiak.
- Pieniądze jednak to nie wszystko - podkreślają lokatorzy. - A poza tym można je zdobyć inną drogą. Najważniejsze jest zdrowie i to nie tylko nasze, ale naszych dzieci i ludzi mieszkających czy przebywających w okolicy tego masztu. Chcemy tylko zdemontowania tego nadajnika po wygaśnięciu umowy - podkreślają. - Chcemy normalnie mieszkać, bez hałasu, bólu głowy nerwów i całej reszty związanej z tym nadajnikiem. Czy oczekujemy zbyt wiele?
-Nie poddamy się zanim nie uzyskamy normalnych warunków do życia i nadajnik nie zostanie zdemontowany - zapewnia Marzena Buczek. - Nadajnik z równym powodzeniem może przecież zostać zamontowany z dala od ludzi, gdzieś w lesie. Nie liczymy na współczucie i łaskę, ale na rozsądek ludzi podejmujących decyzję w tej sprawie, a także wszystkich tych, którym nie jest obojętne własne zdrowie i zdrowie najbliższych - podsumowuje pani Marzena. Wobec tej sprawy nie można być obojętnym, za jakiś czas może się jednak okazać, że pojawią się kolejne nadajniki na budynkach w naszym wspólnym "uzdrowiskowym mieście".