Dolny Śląsk: Z potrzeby serca
Aktualizacja: Sobota, 31 grudnia 2005, 12:12
Autor: Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
- Robię to, bo nie umiem inaczej - przyznaje Józef Gielert, dobroczyńca znany wielu ludziom. Poświęca swój czas, bo ważny jest dla niego drugi człowiek. Nie bierze za to ani złotówki.
Lwówecki społecznik od ponad 30 lat jest szefem klubu Honorowych Dawców Krwi. Codziennie można go spotkać w punkcie HDK. Wczorajszy Międzynarodowy Dzień Wolontariusza spędzał jak zwykle: rozbawiał dowcipami debiutantów oddających krew.
- Kto następny na katafalk. To nic nie boli, tylko niektórzy już nie wstają - żartował pan Józef, zwracając się do tych, którzy po raz pierwszy szli oddawać krew.
- Jestem śmiechoterapeutą. Uśmiech na twarzach innych ludzi sprawia mi radość - mówi żartobliwie Józef Gielert, znany z poczucia humoru dobroczyńca. Pan Józef sam także jest krwiodawcą. Ale nie tylko. Co roku podczas mikołajek przebiera się w czerwony strój, przyprawia sobie brodę i wychodzi na ulice miasta z workiem słodkości. Rozdaje cukierki dzieciom. - Każdy dostanie coś dobrego, chyba że nie zasłużył - śmieje się. Dziś z pewnością będzie można się na niego natknąć w centrum miasta.
- W dzisiejszych czasach nikt bezinteresownie nie myśli o drugim człowieku. To co robi pan Józef, jest godne podziwu - zauważa Stanisław Chojnacki z Niwnic. Podobnie myśli o społeczniku młodzież. - To dla nas wzór do naśladowania. Komu by się chciało spędzać tyle godzin z krwiodawcami, czy rozdawać dzieciom paczki za darmo - mówią Paulina Matyszczak i Żaneta Kaniszewska z Lubomierza.
Bardzo pozytywnie prace wolontariusza na rzecz mieszkańców miasta oceniają także samorządowcy. - To animator krwiodawstwa i społecznik, za co bardzo go cenimy. Nigdy za swoją pracę nie wziął ani złotówki - zaznacza Henryk Kulesza, starosta lwówecki.