Krzysztof Zwoliński prowadzi „Metaforę” od siedmiu lat. Jak mówi, rotacja w zespole jest tak duża, że każdy spektakl ma zupełnie inną obsadę. – Nie jestem aktorem, tylko teatrologiem, więc są pewne rzeczy, których młodzieży nie nauczę, dlatego po pewnym etapie młodzi ludzie odchodzą do innych grup – opowiada opiekun „Metafory”. Zwoliński podkreśla, że daje swoim aktorom wolną rękę w wyborze tematu sztuki, która opiera się zawsze na ich pomysłach.
„Śmierć w Teatrze” powstała według koncepcji Pawła Nowotnika. W teatrze bez nazwy ginie aktorka Kasia (Iza Korzon). Inspektor policji (Aneta Nowińska) węsząc zbrodnię prowadzi dochodzenie. Na przesłuchanie wzywa Odkrywcę Śmierci (Bartosza Czarneckiego) oraz Chłopaka Kasi (Klaudiusza Lesniaka). Pojawia się też – sen, mara, Bóg, wiara – zmartwychwstała Kasia, która twierdzi, że nie żyje. Rozpytywana przez policjantkę przyznaje, że zabiła się sama, bo nie trawił jej Dyrektor Teatru (Karol Maj). Całość kończy Ave Maria niezbyt czystym tenorkiem wyśpiewane zza skromnych kulis sceny MDK.
Nie doszukując się aluzji między teatrem ludzi dorosłych, a teatrzykiem „Metafora”, łatwo wytknąć słabe punkty temu przedstawieniu. Skoro jednak opiekun podkreśla, że aktorem nie jest i pewnych technicznych spraw – choćby dykcji – swoich adeptów nie nauczy, trudno się niedociągnięciom dziwić. Dziwić się też można tematyce. Groza tytułu ma się tak, jak wystrzał z armaty do komara. Przedstawienie nie wzbudza też spodziewanych emocji – przynajmniej nie wzbudziło w niżej podpisanym. A przyznam, że zaintrygowany tytułem właśnie, długo zastanawiałem się, kogóż oni w tym MDK uśmiercą…
Plus to niewątpliwe pierwsze teatralne „koty za płoty” młodzieży, która teatr czuje i chce się w sztukę bawić. Następne „koty” przeskoczą na pewno przez wyższe płoty innych scen. Bo jak mówi sam Krzysztof Zwoliński, rotacja w „Metaforze” jest duża. Może i dobrze.