Z danych sanepidu wynika, że wdrożenia HCCP (Hazard Analysis Critical Control Point, jak nazywa się system bezpieczeństwa zdrowotnego żywności) unikają najczęściej mniejsze placówki gastronomiczne oraz sklepy spożywcze.
– Zdarza się jednak, że takiego systemu nie ma w bardziej renomowanych restauracjach – usłyszeliśmy od inspektorów stacji sanitarno-epidemiologicznej.
Oznacza to, że klienci takich punktów nie mają pełnej gwarancji, że kupowany towar lub spożywane danie im nie zaszkodzi. – W kontrolowanych placówkach często zdarza się, że żywność jest niewiadomego pochodzenia, przechowywana w złych warunkach. Bywa, że personel nie ma książeczek zdrowia, a w kuchni danego lokalu jest po prostu brudno – wynika z raportów.
Jak się dowiedzieliśmy w sanepidzie, polskie prawo wymaga, aby o HCCP postarał się niemal każdy, kto handluje jedzeniem lub produkuje żywność.
Sklepy, hurtownie, bary, restauracje lub szkolne stołówki. Z obowiązku tego zwolnieni są tylko drobni handlowcy, ale i ci muszą mieć książeczkę zdrowia.
Z rozmowy z kilkoma właścicielami jeleniogórskich lokali wynika, że europejskie przepisy niewiele gastronomów obchodzą.
– To tylko zbędna biurokracja. Każdy z naszych pracowników ma aktualną książeczkę zdrowia, a produkty są świeże i dobrze przechowywane – powiedziano nam w jednej z pizzerii. – Tylko prosimy o nie podawanie nazwy, bo jeszcze będziemy mieli kłopoty z sanepidem – usłyszeliśmy.
Z kolei inspektorzy stacji mogą za brak spełnienia europejskich norm nałożyć mandat do 100 złotych. Wielu gastronomom i sklepikarzom bardziej opłaca się zapłacić karę, niż prowadzić zabierającą czas i pieniądze biurokratyczną procedurę wymaganą przez Unię Europejską.
Dopóki nie dojdzie do zbiorowego zatrucia w takich lokalach, odpowiedzialności karnej nie poniosą.