Kierowca autobusu MZK zgłosił fakt przebywania agresywnie zachowującego się mężczyzny w autobusie, który raczył się alkoholem w trakcie podróży. Strażnicy miejscy, wezwani do interwencji usłyszeli odeń, że pije sok, chociaż zapach alkoholu nie pozostawiał złudzeń. Wyprowadzony z autobusu nietrzeźwy pasażer w ramach manifestacyjnego protestu załatwił na trawniku swoje fizjologiczne potrzeby i za swoje zachowania odpowie przed sądem.
Także przed sądem skończy się sprawa młodego człowieka, który wywołał burdę w jednej z restauracji przy ul. Wolności. Zatrzymany przez strażników nadal zachowywał się agresywnie, więc został skuty kajdankami i zaprowadzony do radiowozu. Tam kopnięciem wybił szybę, więc także przed sądem zakończy się sprawa.
Nie tylko mężczyźni są furiatami. Strażnicy miejscy otrzymali skargę od jednej z mieszkanek centrum miasta, że wałęsa się w okolicach jej zamieszkania pies, stwarzający zagrożenie dla ludzi, sprawiający wrażenie bezpańskiego. Strażnicy zorganizowali akcję odławiania zwierzęcia, wówczas „znalazła się” właścicielka, która była nietrzeźwa. Odmawiała okazania swoich dokumentów, obrzuciła w zamian strażników wyzwiskami i usiłowała fizycznie udowodnić, kto w tym konflikcie ma rację. Zaszła konieczność przewiezienia jej na policję. Ona także za swoje zachowania odpowie przed sądem.
Zapewne także przed sądem (najpewniej rodzinnym) zakończy się sprawa 14-latki, znalezionej w okolicach jednej ze szkół podstawowych w stanie upojenia alkoholowego i być może także po zażyciu innych środków odurzających, bowiem na to wskazywało jej zachowanie. Jako że była nieprzytomna, strażnicy miejscy – ratownicy medyczni, po wstępnym zabezpieczeniu, wezwali pogotowie ratunkowe. Po przewiezieniu dziewczynki do szpitala poinformowali rodziców o zaistniałych faktach.
Większą empatią wykazała się 13-letnia dziewczynka, która z kolei – nie mogąc doprowadzić swojej pijanej w sztok matki do domu – pilnowała jej siedząc przy niej, leżącej na skraju chodnika, w rejonie SP 10. Strażnicy miejscy dotarli na miejsce zdarzenia, a po ustaleniu adresu zamieszkania tej rodziny odwieźli obie kobiety do ich mieszkania na Zabobrzu.