Liczba handlujących w sposób przypominający wczesne lata 90-te (rozkładane stoliki turystyczne i niezbyt wyszukany towar) zamiast spadać, rośnie. I to w reprezentacyjnym miejscu Jeleniej Góry – pod arkadami placu Ratuszowego tuż przy wejściu do galerii Biura Wystaw Artystycznych.
Dla zainteresowanego obejrzeniem ekspozycji w BWA miasto „rezerwuje” także inną wystawę: bluzek, swetrów, majtek i innego rodzaju odzieży, którą handlowcy rozkładają na turystycznych meblach w cieniu podcieni.
– Próbowaliśmy interweniować u władz miasta, ale na próżno, bo wszystko jest zgodne z prawem – mówi Grzegorz Jędrasiewicz z BWA. – Handlujący mają zezwolenia i nikt nic im nie może zrobić – dodał.
Widoku komentować nie trzeba. Wystarczy ironiczny uśmieszek niektórych przechodniów na widok tego prymitywnego bazaru w samym centrum miasta. Co ciekawe, takiemu wizerunkowi przeciwni są także radni oraz prezydent Jeleniej Góry.
Kłopot w tym, że to właśnie magistrat bez żadnej wątpliwości wydaje pozwolenia na handel przy ratuszu. Od wrażeń estetycznych ważniejsze są złotówki z placowego. Suma zapewne niewielka, ale zawsze zasili budżet miasta.
– Nikt nie mówi, żeby zakazać handlowania na rynku. Przecież można sprzedawać regionalne pamiątki i wyroby promujące nasz region, w jakichś stylizowanych straganach – mówi Michał Skorupski, który w środę spacerował po placu Ratuszowym. – Tymczasem ludzie z wielkimi torbami i rozkładanymi stolikami przypominają handlowe wycieczki z Rosji lub emigrantów w Wietnamu – dodał.
O niewyszukanym handlowaniu warzywami, ciuchami, grzybami, jagodami oraz skórami z baranów i pamiątkami z Tatr na placu Ratuszowym już wspominaliśmy. Sprawa pozostała bez echa. O problemie jest głośno podczas każdej prezydenckiej kadencji. Niestety, brakuje skutecznej decyzji, aby go raz na zawsze rozwiązać.