Przede wszystkim jednak chciałem spędzić czas na świeżym powietrzu korzystając z listopadowych promieni słonecznych otwierających przepiękne osie widokowe na okoliczne pasma górskie. Szybkie pakowanie i w drogę na przystanek autobusowy…
Wymyśliłem sobie start spaceru w Miłkowie, a metę w Bukowcu, jednak w czasie wędrówki „przebukowałem” koniec trasy na Mysłakowice. Wszystko dlatego, że niektóre miejscowości Kotliny Jeleniogórskiej nie posiadają dogodnych połączeń komunikacyjnych w niedziele. W ten sposób czas odjazdu autobusu powrotnego zobligował mnie do utrzymywania określonego tempa marszu.
Do Miłkowa dotarłem z Jeleniej Góry PKS-em podziwiając po drodze (za szybą) okazałe widoki na Karkonosze nabierając dodatkowej chęci na późnojesienny spacer. Wysiadłem na przystanku koło zadbanego skwerku z fontanną i nowym, białym napisem z nazwą miejscowości, który od razu postanowiłem uwiecznić na pamiątkowej fotce. Zwiedzanie Miłkowa rozpocząłem od pałacu mieszczącego hotel i restaurację „Spiż” . Zabytkowy barokowo-klasycystyczny (z XVIII w.) budynek znajduje się w otoczeniu okazałego założenia parkowego z dużą liczbą starych drzew. Jedną z ciekawszych postaci zamieszkujących pałac była hrabina von Lodron de domo Waldstein zajmująca się zielarstwem, będąc protektorką laborantów rzekomo miała wynaleźć eliksir młodości.
Po zewnętrznych oględzinach trójskrzydłowego pałacu udaję się do pod kościół św. Jadwigi Śląskiej mieszczący miłkowską parafię. Obiekt sakralny pierwotnie gotycki (z XIV wieku) wielokrotnie przebudowany na przestrzeni dziejów należy do najcenniejszych w Kotlinie Jeleniogórskiej. W okalającym świątynię murze odnajduję pozostałości dawnego wymiaru sprawiedliwości. Najpierw oglądam trzy krzyże pokutne (z XIV – XVI w. z widocznymi rytami), stawianymi na miejscu zbrodni. Potem „rzucam okiem” na piaskowcowy pręgierz (obok krzyża misyjnego) w kształcie słupa z widocznymi otworami na okowy. Podchodzę bliżej do kościoła św. Jadwigi Śląskiej (bogato wyposażonego we wnętrzach), aby obejrzeć okazały portal wejściowy. Unikatowym zabytkiem są epitafia nagrobne karkonoskich laborantów (po lewej od wejścia), dla których miłkowski kościół był świątynią parafialną. Fajnie, że w Miłkowie są dobrze opisane tablice informacyjne stanowiące kompendium wiedzy dla odwiedzających tą wieś turystów. Dzięki temu zaznajomiłem się z dziejami kościoła św. Jadwigi Śląskiej, zgłębiłem historię egzekwowania prawa oraz poznałem losy laborantów. Dla wścibskich oczu pozostaje jeszcze do zobaczenia i odnalezienia głowa Mongoła znajdująca się w murze zakrystii.
Wracam na główną szosę (DW366) w kierunku Kowar, aby na zakończenie zwiedzania Miłkowa przypatrzyć się na ruinom ewangelickiego kościoła (z XVIII w.) z charakterystyczną wieżą z iglicowym hełmem. Za nieczynnym przejazdem kolejowym oglądam z pobocza szosy „odwrócony domek” (najnowszą komercyjną atrakcję Miłkowa). Podążam w stronę ronda napawając się ładnymi widokami w orientacji południowej na Karkonosze (ze Śnieżką) i zachodniej na Pogórze (Czartowiec).
Przechodzę (na wprost) przez ruchliwe rondo w kierunku na Kowary (DW 366). Wkrótce stosunkowo wąskim mostem przekraczam rzekę Łomnicę, potem idąc zgodnie z przepisami ruchu drogowego docieram do najbliższego skrzyżowania, gdzie skręcam mocno w lewo do góry na Straconkę. To niewielkie zarośnięte wzgórze kryje w sobie relikty dawnego wymiaru sprawiedliwości – ruiny szubienicy. Okazała budowla mogła jednorazowo „obsłużyć” kilku skazańców. A z racji widocznej lokalizacji działała prewencyjnie na miejscową społeczność.
Chcących poznać więcej szczegółów z ostatnich badań archeologicznych z lat 2007 – 09 odsyłam na stronę Stowarzyszenia Ochrony i Badań Prawa http://www.zabytkiprawa.pl/articles.php?article_id=3 .
Wracam do skrzyżowania i skręcam w lewo na drogę do Kostrzycy (w stronę wysypiska śmieci) idąc pośród łąk i pastwisk. Po kilkunastu minutach marszu „ze specyficzną nutką aromatu” docieram do bram Karkonoskiego Centrum Gospodarki Odpadami. Okazała góra śmieci robi na mnie przygnębiające wrażenie. Podobno każdy Polak przeciętnie wytwarza 300 kg śmieci rocznie…
Od skrzyżowania dróg asfaltowych kieruję się dalej prosto na Chaty (przysiółek Kostrzycy). Idąc skrajem lasu podziwiam piękną panoramę Rudaw janowickich i Karkonoszy częściowo w otulinie „pierzynki” z chmur. Na kolejnym skrzyżowaniu z ławeczką skręcam w lewo na skrót szutrowy poprowadzony wśród łąk. W niedalekiej odległości widać imponujący stumetrowy komin opanowany przez miłośników ekstremalnych wrażeń (Dream Jump – Giant Tower) najbardziej rozpoznawalną atrakcję w Kostrzycy (podobno lot trwa 4,5 sekundy).
Po dojściu do drogi asfaltowej (w Chatach), którą przekraczam robię „pieszą krótką szykanę” (najpierw w prawo, a później w lewo). Od tego momentu rozpoczyna się najładniejszy fragment trasy prowadzący wygodną polną „szutrówką” aż do Pałacu Ciszyca w Kowarach. W tym miejscu szczytowe partie Karkonoszy wyglądają niezwykle okazale i imponująco.
Pałac Ciszyca w Kowarach to klasycystyczny budynek (z końca XVIII wieku) z przylegającą oficyną folwarczną i okazałym parkiem krajobrazowym (w skład którego wchodzą: stawy i pobliskie wzgórze (Radziwiłłówka) z okazałym dworem myśliwskim i licznymi gatunkami drzew, sztuczną romantyczną jaskinią, i skalnymi punktami widokowymi) powstały z inicjatywy ministra Śląska i Prus Południowych Karla Georga Heinricha von Hoym. Majątek ten od 1824 roku był w posiadaniu rodziny Radziwiłłów. To właśnie tutaj rozgrywała się historia wielkiej miłości Elizy Radziwiłłówny z Wilhelmem Hohenzollernem następcą tronu pruskiego, która elektryzowała całą ówczesną Europę. O tej miłości Niemcy w okresie międzywojennym nakręcili film, a w przeszłości pisarka Dagmar von Gersdorff opisała tę miłosną historię, którą w 2014 roku wydawnictwo Ad Rem przetłumaczyło i ponownie wydało („Na całym świecie tylko Ona”).
Po zwiedzaniu wzgórza Radziwiłłówka udaję się w ekspresowym tempie na widoczny z daleka wierzchołek Brzeźnika. Aby tego dokonać pokonuję najpierw wąską „asfaltówkę” (z nieczynną linią kolejową i mostem na Jedlicy) aż do wjazdowego skrzyżowania z DW367 do Kowar (z okazałą nazwą miasta i herbem po prawej). Po drugiej stronie drogi skręcam ostro w lewo w ulicę Łomnicką. Przed posterunkiem energetycznym skręcam w prawo w widoczną, stromą ścieżkę „osprejowaną” pomarańczowymi strzałkami prowadzącymi na sam szczyt Brzeźnika. Dla osób mniej wprawionych w trawersowaniu zboczy gór polecam wygodne dojście oznakowaną trasą (niebieskim trójkątem) od strony obwodnicy Kowar przy wylocie ulicy Źródlanej.
Rozgrzany do pierwszych kropel potu wkrótce docieram do Babich Skał znajdujących się u podnóża wierzchołka, z których roztacza się zarośnięta panorama na Śnieżkę. Przedzieram się przez jeżynisko i jestem w miejscu odpoczynku na Brzeźniku (555 m). Dobrze, że po latach zarastania miejsce to ponownie przywrócono turystyce. Osie widokowe w kilku kierunkach dostarczają mi niesamowitych wrażeń. Fryderyk von Reden (1752 – 1815) z Bukowca, właściciel tych terenów docenił walory krajobrazowe urządzając tutaj punkt widokowy stanowiący jednocześnie południową granicę hrabiowskich włości. Niesamowite i rozległe pejzaże na Kotlinę Jeleniogórską, Rudawy Janowickie, Karkonosze i Kowary (z „Dywanówką” na pierwszym planie) są idealnym zwieńczeniem dzisiejszej eskapady. Aż się prosi, aby powstała tutaj wieża widokowa.
Odpoczywam krótko na szczycie Brzeźnika, po czym szybko schodzę nieco karkołomnym zejściem. Najpierw oznakowaną ścieżką z niebieskimi trójkątami, potem skręcam ostro w lewo i wygodną ścieżką aż do jej końca docieram do wycinki drzew. Tutaj powala mnie kolejna piękna panorama całej okolicy. Skręcam w dół i trawersuję widoczną ścieżką pośród młodych nasadzeń iglaków. Spieszę się, bo autobus nie będzie czekał. Wychodzę z lasu na ulicy Tokarskiej na południowym skraju Bukowca (przysiółek Jeżyny) blisko granicy z Kowarami. Potem skręcam w prawo i skrótem asfaltowym docieram do DW 367, którą przez Kostrzycę (ulicą Jeleniogórską) dochodzę do Mysłakowic (ulicą Godebskiego, Szkolną na Daszyńskiego) do przystanku MZK
„Urząd Gminy”. Stąd autobusem podmiejskim wracam do Jeleniej Góry.
Trasa liczyła w sumie 12,5 km. W większości wycieczka odbywała się po drogach asfaltowych, dlatego proponuję ją pokonać w wygodnych butach zapobiegając w ten sposób powstawaniu odcisków. Zrobiłem kilka przerw fotograficznych i jedną dużą na Brzeźniku, czas potrzebny do przejścia to niespełna 4 godziny. Do zobaczenia w Dolinie Pałaców i Ogrodów!