Helena pisze:
- Byłam na Śnieżce dwa dni przed wypadkiem, było ślisko i wiało okrutnie. Trzeba mieć wyobraźnię i choć trochę rozsądku. Nawet nie wspominam o (nie) odpowiednim ubiorze. Zdarzało się, że ludzie szli z małymi dziećmi, które bały się i płakały. Nie chciały iść dalej. A "dorośli" (cudzysłów celowy!) ciągnęli je na szczyt. W imię czego?
Edyta dodaje:
- Dwa lata temu w lutym wchodziliśmy na Śnieżkę... Oczywiście w rakach, ale to co zobaczyliśmy na szlaku wołało o pomstę. Ludzie nawet w adidasach z małymi dziećmi na plecach, szok... Tam przecież był sam lód i bardzo silny wiatr... Pamiętam pana, który już zszedł i ostrzegał nieprzygotowanych by nie szli dalej, ale co tam Polak nie da rady?...
Stanisław pisze:
- Bylem dzień wcześniej. Było bardzo ślisko. Szliśmy z Okraju bez raków i nie bylo mowy o wejściu na górę. W dniu wypadku też byliśmy. Szliśmy Pielgrzymy, Słonecznik itd. Od samego kościółka Wang był lód.
Czerwonej flagi plażowicze nie wieszają
Bogdan uzupełnia:
- Czesto widzę ludzi siedzących na tym właśnie nieszczęsnym murku. To nie jest rozsądne, gdyż tam potrafi zupełnie niespodziewanie i nagle bardzo silnie dmuchnąć. Na Śnieżce nie ma stopniowania siły wiatru! Doświadczyłem tego nie raz. Cisza i nagle istne piekło!
Monika puentuje:
- To wygląda często jak ludzka loteria. Na własne życzenie niektórzy pchają się niejako śmierci w objęcia. Byłam zimą na Śnieżce nie raz i ręce opadają na ludzką głupotę. Pchają się na górę i jeszcze dzieci ciągną, a potem dramat. Jakoś się wdrapali, ale zejście to już walka o życie czasem. Na nic różne ostrzeżenia, a potem niestety kłopoty, a nawet tragedia.
- Trzeba umieć się wycofać, kiedy jest zagrożenie. Dla niektórych to chyba za trudna decyzja, trzeba decydować za nich. To tak jak kąpiele w morzu, czerwonej flagi plażowicze nie wieszają...
Myśleliśmy, że dalej tylko bez dzieci
Robert:
- My byliśmy dokładnie w tym samym czasie, mieliśmy raczki, dobre ubrania, ale Dom Śląski to był koniec wędrówki. Myślałem, że dalej idą już tylko doświadczeni i bez dzieci!
Ewa:
- Chodzimy z 16-letnim synem, ale w ten dzień czekał na nas w Domu Śląskim, choć przygotowania i sprzętu nie brakowało. Jeszcze zdąży wejść na górę jak będą lepsze warunki...
Aneta:
- To, że świeci słońce nie znaczy, że na górze jest fajnie. I co tam jakaś Śnieżka, przecież lawiny są w Tatrach. Niestety, ale w Karkonoszach bywają też tak trudne warunki, że nie da się opisać.
Darek z kolei pyta:
- Jak wyglądają raczki? Ja mam raki to wiem, ale raczków to nie widziałem! Czy to takie dla dzieci?
Paweł:
- Ludzie wywiezieni kanapą na Kopę pakują się na wyślizgane podejście na Śnieżkę w byle czym na nogach. Z małymi dziećmi, niektórzy nawet ze zwierzętami na rękach... Wydmuchani później lodowatym wiatrem, w drodze powrotnej tańczą break-dance na tych łańcuchach, tworzą korki, bo boją się każdego kroku w dół. Dramat...
Pojawił się nawet komentarz zza granicy:
- Karkonosze to są bardzo zdradliwe góry. Niemiecka nazwa "Riesengebirge" sugeruje to niebezpieczeństwo od dawna. Rzeczownik Riese, to olbrzym; postać z mitologii. A góry przecież wcale takie wysokie nie są.
Oczywiście są to pojedyncze opinie, które pozostają w mniejszości. Tak jak wypadki - zawsze w mniejszości. Większości się udaje...
Kiedyś wystarczył jeden telefon i zamykali
Doświadczona Joanna opisuje:
- KPN, ani żadna inna instytucja prawdopodobnie nigdy nie będą posądzone o narażanie na niebezpieczeństwo. Dlaczego? To nie KPN wygładza lodem szlaki - tylko natura. Mało - jakieś 4 lata temu, GOPR pytany dlaczego nie może zamknąć szlaków na kopułę Snieżki (też była ekstremalnie "szklana góra") odpowiedział, że to teren parku narodowego i dlatego decyzje wydaje tylko KPN. Z kolei w KPN-nie osoba decydująca o szlakach wyjaśniła, że Park wydaje czasowe decyzje o zamknięciu szlaków tylko w celu ochrony zasobów przyrodniczych tj. zagrożonych gatunków zwierząt (np. cietrzew) czy roślin.
A człowiek, choć jest elementem biologicznym w górach, to istota obdarzona wolną wolą i powinna czytać komunikaty. Te w których GOPR czy KPN przestrzega przed wyjściem w góry powyżej granicy lasu (albo w ogóle) ze względu na panujące warunki. Człowiek ma sam podejmować decyzje. To, że szlak nie jest zamknięty nie oznacza, że jest bezpiecznie dostępny.
Ponieważ mam w pamięci czasy, gdy miało miejsce zamykanie właśnie szlaków na Śnieżkę oraz trasy z Kopy dla narciarzy w warunkach mocnego zalodzenia, dzwoniłam do skutku, aż udało mi się wydzwonić starszego stażem GOPR-owca. I przyznał mi rację, że te szlaki były kiedyś zamykane. Tylko wyjaśnił jaka była wówczas procedura oraz że w obecnym czasie nie można jej uruchomić.
A mianowicie - wtedy na szlaku granicznym co pewien czas (zimą w śnieżnych jamach) stali na posterunkach wzdłuż granicy (na grzbietowym granicznym szlaku) młodzi żołnierze kierowani rozkazem dowódcy ze strażnicy WOP (Wojska Ochrony Pogranicza) na Równi pod Śnieżką. Kiedy dowódca oceniał, że warunki są ekstremalnie trudne, to decydował, że nie będzie narażał życia swoich podkomendnych.
Dzwonił do lokalnej władzy prosząc o decyzję zamknięcia szlaków oraz składał szybko pismo z argumentami. Ówczesny Naczelnik szybko kontaktował się z GOPR i KPN i prosił o wydanie komunikatu o zamknięciu niektórych szlaków. Ze względu na panujące ciężkie warunki.
Jak się okazuje kiedyś konkretny szlak w Karkonoszach z powodu dużego lodu łatwo było zamknąć, dziś już nie. Wydaje się, że jedynym ratunkiem jest tylko szybka i duża odwilż...
Czytaj więcej:
Żywy lód na górze