Artur Morawski, pobliski mieszkaniec, na własnej skórze przekonał się, co mogą zrobić okoliczni przestępcy. – W ubiegłym roku przecięto mi w aucie wszystkie cztery opony. W nocy z pierwszego na drugi dzień świąt Bożego Narodzenia mojemu ojczymowi podpalono samochód. Z auta został wrak. Później zrzucili na dach auta mojej mamy cegłówkę. Ostatnio odkręcono mi z kół kołpaki i porysowano mój pojazd – wymienia jeleniogórzanin.
Za każdym razem sprawę kierował na policję, jednak bez jakiegokolwiek skutku. – Zgłoszenia zazwyczaj są umarzane a wyrostki czują się bezkarni – ubolewa pan Artur. Bywa, że szajka młodych bandziorów staje na drodze i nie chce przepuścić jadących samochodów. Dzieje się to głównie w pobliżu kamienic przed parkiem na Wzgórzu Kościuszki.
– Kiedyś stanęli na drodze również samym policjantom, którzy jechali nieoznakowanym autem. Wtedy tych, co zdążyli wyłapać, wzięli na dołek. Jak widać nic to nie dało. Niemal co weekend coś niepokojącego tutaj się dzieje – opowiada nasz rozmówca.
Jak twierdzi policja, takie zachowanie nie było tu rzadkością, kiedy działał klub „Lochy” przy ul. Chełmońskiego. – Teraz jest tam o wiele spokojniej – przekonuje nadkom. Edyta Bagrowska, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Jeleniej Górze. – Przez cały marzec mieliśmy tylko dwa zgłoszenia z tego rejonu. Była to kradzież samochodu i wyrwanie kobiecie torebki. Nic nie wiadomo nam o żadnej szajce czy odbywających się tam chuligańskich wybrykach – usłyszeliśmy od E. Bagrowskiej.
Policjanci przekonują, że wiele konfliktów wynika z nieporozumień sąsiedzkich. Artur Morawski jest w stanie wskazać palcem, gdzie mieszkają wandale. Niewiele to da, bo nikt ich nie złapał na gorącym uczynku.
Aktów wandalizmu jest znacznie więcej. Rozkradziono deski z ławek, które kilka miesięcy temu zostały zamontowane przez Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. Od dawna straszy rozbita tablica informacyjna Ligi Obrony Kraju. Niełatwe życie mają pracownicy Muzeum Karkonoskiego, które znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie parku. – Ukradli nam kołpaki ze służbowego samochodu. Trzeba sprzątać butelki, które wrzucane są na naszą posesję, albo pod ogrodzenie – mówi Stanisław Firszt, dyrektor MK. Narzeka też na ludzi załatwiających się na chodniku. Na szczęście muzeum ma ochronę, której boją się wandale. – Ale mieszkańcy okolicy mają ciężkie życie – potwierdza dyrektor Firszt.
Wandalom i złodziejom na pewno ułatwia życie brak oświetlenia parku. Wieczorem strach tu chodzić. Latarnie były, ale już dawno temu zostały zniszczone przez samych chuliganów. – Z całą pewnością nie mamy tam do czynienia z rejonem zagrożonym przestępczością. Gromadzimy dowody w sprawie zniszczenia mienia pana Morawskieg, postaramy się objąć tą okolice szczególną uwagą – powiedziała Edyta Bagrowska.