– Dzisiaj przywiozłem cztery tony pokarmu – tłumaczył, gdy na wydeptanym przez zwierzęta miejscu rozsypywaliśmy chleb, marchewki i pietruszki.
– Najszybciej zniknie pietruszka. Ona smakuje im najbardziej. A przychodzą tutaj wszystkie żyjące w lesie zwierzęta: jelenie, sarny, dziki, lisy, borsuki i muflony. Wiele razy widziałem, jak stały obok siebie i wszystkie zajadały co przywieźliśmy. Wtedy najbardziej czuję, że to co robimy ma sens – opowiada J. Baranowski.
Ten świerkowy las praktycznie nie daje pożywienia w poszyciu, które dostarcza pokarmu zwierzętom w lasach mieszanych i liściastych. Takie na ziemi zakwaszonej przez świerki nie rośnie. Tylko w wyższych partiach lasu, przy granicy z Karkonoskim Parkiem Narodowym jest trochę jagód. Reszta wysokiego lasu do dla zwierząt żywieniowa pustynia. – Dlatego od nas zależy, czy zwierzęta przeżyją, dużo bardziej niż w niżej położonych lasach – podkreśla myśliwy.
– Mamy własne pola i łąki skąd pochodzi większość pokarmu – wyjaśnia Jacek Baranowski. – Od zaprzyjaźnionego piekarza z Piechowic, pana Kliebsa, dostajemy niesprzedane pieczywo, które rozkładamy w miejscach do wypasu. Zwierzęta zjadają każdą ilość, jaką przywieziemy do lasu. Teraz obowiązuje okresie ochronny i do lasu jeździmy tylko z karmą dla zwierząt, ale i w okresie polowań, każdy myśliwy najpierw musi dowieźć pokarm, a potem dopiero idzie na łowy.
Polowania są ściśle zaplanowane i są częścią gospodarki leśnej. Strzela się do zwierząt słabszych, starszych, tak, żeby populacja żyjąca w lesie była jak najmocniejsza. – Ludzie są teraz jedynym naturalnym „drapieżnikiem” w lasach – tłumaczy myśliwy Baranowski. – Kiedyś populację zwierząt regulowały wilki, niedźwiedzie. Teraz jedyną barierą przed nadmiernym rozrostem populacji jest odstrzał. Inaczej zwierzętom zabrakło by miejsca, a ich kondycja byłaby coraz gorsza. Obowiązują nas ścisłe zasady odstrzału. Nie wolno strzelać do zwierząt młodych, matek z małymi ani do przewodników stada.
Koło „Głuszec” w porozumieniu z Karkonoskim Parkiem Narodowym i Nadleśnictwem Szklarska Poręba, do którego należy obwód łowiecki, zamierza sprowadzić ze Słowacji dziewięć muflonów, które wniosą świeżą krew i nowe geny do żyjącej na tym terenie populacji około 20 górskich owiec. Zwierzęta, sprowadzone na początku XX wieku przez hrabiego Schaffgotscha, których naturalnym siedliskiem była Sardynia, nie do końca zaadaptowały się w zimnym klimacie. Padają ofiarą chorób i wałęsających się psów.
– Chcemy w ten sposób wzmocnić ich populację, tak, aby oddalić wiszącą nad nimi groźbę wyginięcia gatunku, który już stał się jednym z symboli Karkonoszy – mówi Jacek Baranowski. – Ważne są częste kontrole sytuacji w lesie. Nie jeden raz pierwsi dostrzegliśmy złodziei drewna, o czym niezwłocznie informowaliśmy nadleśnictwo. Zresztą współpraca z leśnikami ze Szklarskiej Poręby układa się doskonale, bez ich zgody i pomocy nie moglibyśmy wybudować w lesie niczego – usłyszeliśmy.
Wracamy z ostatniego paśnika, zapada zmrok, a między drzewami widać łby rogaczy, które czekają aż sobie pojedziemy, żeby zejść w dół i zjeść świeżego siana, buraki i chleb.