Winą za zaistniałą sytuację Andrzej Lipiński, specjalista do spraw programów w jeleniogórskim PUP,
obciąża decydentów w Warszawie, dla których – jego zdaniem - rynek pracy to czysta statystyka. - Ta pomoc skierowana jest do bezrobotnych, ale niekoniecznie do tych, którzy daliby sobie radę na konkurencyjnym rynku. Nie zmusimy ludzi do tego, żeby byli przedsiębiorcami, to musi być ich własna inicjatywa. My możemy im pomóc, ale oni muszą się znaleźć. Naprawdę ciężko jest zaistnieć i walczyć na rynku gospodarczym w obecnych czasach i ja to rozumiem – mówi. - Głównym problemem w realizacji projektu są kryteria dotyczące kandydatów do składania wniosków – podkreśla Andrzej Lipiński.
Kto zatem może wziąć udział w tym projekcie?
- osoby po 50 roku życia,
- osoby z orzeczeniem o stopniu niepełnosprawności,
- osoby długotrwale bezrobotne,
- osoby o niskich kwalifikacjach (maksymalnie wykształcenie średnie),
- osoby zamieszkałe na obszarach wiejskich w przypadku kobiet, natomiast mężczyźni pod warunkiem spełnienia dodatkowo jednego z powyższych warunków.
W realizacji projektu urząd musi zapewnić narzucony odgórnie procentowy udział poszczególnych w/w wymienionych grup osób w projekcie. W przeciwnym razie grozi zwrot otrzymanych środków.
Najtrudniejsze w realizacji projektu jest osiągnięcie wskaźników udziału osób niepełnosprawnych oraz w wieku 50+. Niepełnosprawni są grupą najbardziej poszkodowaną na rynku pracy. Jednak, jak zauważa Andrzej Lipiński, kłopoty ze znalezieniem miejsca pracy przez osoby niepełnosprawne to m.in. efekt niedostatecznego wykonywania ustawy mówiącej o zatrudnieniu 6 proc. osób z orzeczeniem o niepełnosprawności przez pracodawców, zatrudniających powyżej 25 pracowników.
I od tego trzeba zacząć, a nie od pomysłów, że podejmą oni własną działalność gospodarczą. Andrzej Lipiński z rozgoryczeniem wymienia instytucje, które w niedostateczny sposób realizują w/w ustawę, a są to przede wszystkim instytucje rządowe i samorządowe. - Planują sobie w budżecie pulę pieniędzy na płacenie formalnych kar do PFRON-u nie przejmując się miejscami pracy dla osób niepełnosprawnych, które by mogły być zatrudnione w tych urzędach i na godziwych warunkach pracy – mówi Andrzej Lipiński.
Również problematyczny jest udział osób po 50. roku życia. - Większość z nich dotychczas pracowała pod nadzorem jako osoba najęta do wykonywania zadań. Stąd trudno w tej grupie o ludzi przedsiębiorczych i odważnych, podejmujących ryzyko „pójścia na swoje” - dodaje. Jako następny powód braku zainteresowania projektem Andrzej Lipiński wskazał program 500+. - Ludzie kalkulują, co im się bardziej opłaca. Która kobieta podejmie się rozpoczęcie prowadzenia działalności, mając np. dwoje dzieci i otrzymując środki z programu 500+? – pyta.
Jednym z najbardziej niedorzecznym, jego zdaniem, jest kryterium mówiące o osobach długotrwale bezrobotnych, gdzie według definicji osoba długotrwale bezrobotna, to osoba pozostająca bez pracy nieprzerwanie przez okres 12 miesięcy. - Gdzie szukać takiej osoby, która w takim czasie oficjalnie nie pracuje przez rok? Z czego więc się utrzymuje? - zżyma się pan Andrzej.
Na pytanie, czy projekt ma szanse powodzenia rozmówca odpowiedział: Oczywiście że tak. Wolno, bo wolno, ale zbieramy tych ludzi. Natomiast większość czeka, aż może odkorkuje się system i będziemy mogli wziąć ludzi, którzy akurat nie spełniają tych kryteriów, ale dają większą gwarancję na długotrwałe wejście na rynek przedsiębiorców i to z możliwością generowania nowych miejsc pracy.
Komentarz autora:
Po raz kolejny pomysłowość urzędników nie idzie w parze z wykonalnością idei, która im przyświecała. Zapominają, że życie to nie tylko wypełnianie rubryk w excelu i prowadzenie statystyk, a społeczeństwo to żywy organizm, który najczęściej zatruwają bezsensownymi przepisami. Czy jest szansa na rozwiązanie tego węzła gordyjskiego? Pewnie tak, choć - obawiam się - że zaciśniętego przez urzędników nawet miecz Aleksandra nie przetnie.
Robert Czepielewski