– Dojeżdżam samochodem do Wrocławia, a potem samolotem do Warszawy – tłumaczy Marcin Zawiła. – Inaczej bym się nie wyrobił – uzupełnia.
Kiedy Marcin Zawiła posłował w kadencjach 1993 – 2000, jeździł do stolicy pociągiem, w wagonie sypialnym w specjalnym tzw. przedziale poselskim. Był on zawsze zarezerwowany na wypadek, gdyby pojawiła się pilna konieczność wyjazdu posła na Wiejską.
Po nocy spędzonej w pozycji leżącej, zmęczony podróżą i „pomięty” od niewygód poseł, musiał wsiadać w taksówkę, aby zdążyć do hotelu sejmowego i na posiedzenia.
To jednak już zamierzchła epoka. Po części „pomogły” same PKP Intercity, które zajmują się obsługą wagonów sypialnych i z miejscami do leżenia, które – z powodu nierentowności – wycofały ze składów Jelenia Góra – Warszawa popularne Warsy.
Teraz – zamiast dziewięciu godzin w telepaniu – poseł spędza w podróży około cztery godziny. Tyle czasu trzeba na dojazd do Wrocławia, dopełnienie formalności przed lotem i sam lot na Okęcie.
Przeloty posłom i senatorom funduje parlament.