Jelonka: – Ryszard Nowak prowadzi krucjatę przeciwko gwiazdom. Stwierdzenie to wygłasza coraz więcej osób. co Pan na to?
Ryszard Nowak: – Nie jest to krucjata i na pewno nie jestem przeciwny ludziom show biznesu. Sam przyjaźnię się z kilkoma „gwiazdorami”, np.; od wielu lat z Adamem Hanuszkiewiczem. W swoim stowarzyszeniu działam długo i czasami wystarczy, że powiem jedno słowo, a wiele osób myśli, że ja dokonuję bardzo spektakularnych czynów. Moje wypowiedzi ze względu na tematykę, faktycznie mogą być bardzo sensacyjne. Nie zmienia to jednak faktu, że obecnie udzielam wywiadów wyłącznie przez telefon, a na ogół jest to zwykła wymiana zdań z dziennikarzami. Czasami sam nie zdaję sobie sprawy z tego, że to co mówię, ma aż tak ogromny wydźwięk. Dowiaduję się o tym dopiero po przeczytaniu artykułów, czy wysłuchaniu informacji w radiu. Za przykład może posłużyć ostatnia sprawa z Peją. Dotarły do mnie informacje, że na koncercie w Zielonej Górze namawiał on publiczność do pobicia nastoletniego chłopca, co zresztą kilka osób z widowni uczyniło. Wysłuchałem też jego utworu, w którym używał wulgarnych słów pod adresem policji. Było to dla mnie bardzo niezrozumiałe i nie mogłem pogodzić się z tym, że stosuje się tego rodzaju praktyki. Zadzwoniłem więc do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu i telefonicznie poinformowałem o całym zajściu. Żałuję jedynie, że pod wpływem emocji podczas jednej z rozmów nazwałem Peję bandytą.
– Peja nie należy przecież do żadnej sekty. Nie można więc powiedzieć, że jest to typowa dla stowarzyszenia działalność.
- W tym przypadku po prostu uważałem, że sprawą powinna zająć się prokuratura. Nie mógłbym spać wiedząc, że podobna sytuacja może się powtórzyć. Jeżeli chodzi o Dodę to ona jawnie obraziła wartości chrześcijan, co również należy piętnować, a Chick Correia należy do sekty zwanej Kościołem Scjentologicznym. Ogólnie rzecz biorąc moje działania skupiają się na walce z sektami. Większość informacji na ten temat otrzymuję listownie. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza teraz, kiedy z powodu choroby nie mogę podróżować. Wiadomości przekazują mi anonimowi ludzie, którzy liczą na to, że zrobię coś w sprawie, o której piszą. O wielu z nich powiadamiam prokuraturę i to ona weryfikuje przekazane przeze mnie wieści. Z czasem okazuje się, że są one wiarygodne. Kilka lat temu w Bydgoszczy, podczas rozprawy przeciwko szefowi Bractwa Zakonnego Himavanti, sędzina zapytała, skąd mam tyle informacji na temat tej sekty. Odpowiedź była prosta: przekazały mi je zainteresowane osoby.
– Ostatnio mówi się jednak głównie o pańskich działaniach przeciwko osobom znanym z show biznesu.
– Nie działam przeciwko gwiazdom. Piętnuję jedynie te działania, które są niezgodne z prawem, obrażają wartości i przekonania wielu ludzi, albo przyczyniają się do czyjegoś nieszczęścia. Sam uwielbiam muzykę, daje mi ona wiele radości. Teraz, kiedy, jak mówią moi przyjaciele, stałem się więźniem własnego mieszkania, właśnie wszelkiego rodzaju utwory rozrywkowe oraz książki, wybawiają mnie z szarości codziennego dnia.
-Czy taka postawa nie jest przypadkiem autopromocją?
– Od czasów, kiedy byłem posłem wiele osób zarzuca mi, że organizuję różnego rodzaju przedsięwzięcia pod publikę. To nieprawda. Po prostu t,o czym się zajmuję, wzbudza sensację. Sam początkowo nie zdawałem sobie z tego sprawy. Przekonałem się o tym dopiero po publikacjach w mediach. Gdyby bardzo mi zależało na zaistnieniu, to nie odmawiałbym wielu spotkań w telewizji w Warszawie. Ostatnio z powodu choroby zrezygnowałem z bardzo ważnego sympozjum w Uniwersytecie w Toruniu (26 listopada) dotyczącego sekt, gdzie miałem wygłosić wykład. Była to dla mnie naprawdę trudna decyzja.
– Jakie działania podejmuje obecnie Ogólnopolski Komitet Obrony przed Sektami?
– Naszym głównym celem jest rozpowszechnianie wiedzy o zagrożeniach, stwarzanych przez sekty. Nie ukrywam także, że nie chcemy spotykać się z ludźmi prywatnie, jeżeli już to decydujemy się na dyskusje w miejscach publicznych. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że wśród zgłaszających się do nas może być jakiś przedstawiciel sekty. Nikogo jednak nie pozostawiamy bez pomocy.
– Czy nie ma Pan czasem dosyć działalności w stowarzyszeniu i walce ze złem, jak to Pan w pewnym sensie ujmuje?
– Czasami sam się zastanawiam po co to robię. Ostatnio nawet kolega zapytał się mnie, dlaczego krytykuję Dodę? On uważa, że ona jest taka ładna, że chętnie wybrałby się z nią na randkę. W moim wieku dochodzi się też do wniosku, że tego typu działalność nie przynosi żadnych materialnych korzyści, ale coś trzeba robić - mieć po co żyć.
– Mówi się, że załatwił Pan sobie zwolnienie, aby nie stracić pracy, z której chciano Pana zwolnić. Podobno nie
ma pan też dobrej opinii wśród radnych, bo opuszcza sesje.
– Jestem chory i mam poważne schorzenia. Mogę sobie pozwolić tylko na wyjście na zakupy, na badania lekarskie, czy w innych pilnych sprawach. Nie rozumiem, dlaczego ktoś podważa moje zwolnienia lekarskie, przecież nie ja je wystawiłem. To poważne oskarżenie i w dodatku bezpodstawne. Uczestniczę w sesjach rady powiaty, ale ze względu na chorobę opuściłem ok. 25 procent, a moja absencja została usprawiedliwiona. Mimo swojego stanu pomagam często mieszkańcom Szklarskiej Poręby i Piechowic. Każdy może się do mnie zwrócić, a ja za pomocą telefonów i poczty elektronicznej staram się rozwiązywać wiele spraw. Nie ukrywam, że bezcenna jest dla mnie w tej sytuacji pomoc starosty i wicestarosty oraz szefa rady powiatu.
– Czy zamierza Pan w przyszłym roku kandydować w wyborach samorządowych?
– Nie. Nie zamierzam.
– Dziękuję za rozmowę