Na plac Kościelny przybyłem bogatszy o lekturę części Kronik Jeleniogórskich pióra Johanna Karla Herbsta, który opisał był dzieje Hirschbergu aż do połowy wieku XIX. Dzieło kronikarza jest jedną z pamiątek wydanych w roku jubileuszowym na 900-lecie założenia miasta.
Warto wsiąść w ten swoisty wehikuł czasu i przenieść się do XIX-wiecznej Jeleniej Góry. Zwłaszcza w jednym fragmencie, gdzie mowa jest o pomniku Jana Nepomucena właśnie. Ów czeski męczennik, były święty, którego czeski król Wacław kazał utopić w Wełtawie, bo nie zdradził mu tajemnicy spowiedzi, znajduje się w swoim jeleniogórskim postumentalnym wcieleniu w miejscu nietypowym. Bo nie na moście – jak to zwykle bywa.
Stoi daleko od rzeki na wyżartym przez 196 lat cokole, na którym blednie już łacińska inskrypcja CONCORDIA CIVIS oraz data rzymskimi cyframi: MDCCCXII. Widziałem ten napis wielokrotnie, ale dopiero lektura kronik Herbsta uświadomiła mi jego głębszy sens. A znaczy to: ZGODA, OBYWATELE.
Dlaczego? Bo pomnik postawiono pierwotnie nad Bobrem, ale skłóceni jeleniogórzanie w roku 1812 figurę roznieśli w pył w okolicznościach bliżej nieznanych. Potem poszli po rozum do głowy i Nepomucena zrekonstruowali ze społecznych składek. Pomnik postawiono w cieniu świątyni świętych Erazma i Pankracego z napisem nawołującym do zgody.
Tej, jak widać, brakowało nie tylko w roku 1812, w szarganej wojnami napoleońskimi rzeczywistości. Jeleniogórzanie darli koty również wielokrotnie w późniejszych czasach. Z rokiem pańskim 2008 włącznie. A kłócą się o wszystko.
W patologicznych (i nie tylko) domach mężowie biją żony, konkubiny – konkubentów i vice versa. Rodzice dzieci – a później: dzieci – rodziców. W ratuszu radni wykłócają się o przecinki i narzekają, że nic się nie da w tym mieście zrobić, bo nikt nie może dojść do porozumienia. W teatrze, świątyni sztuki, rozgorzała wojna między zwolennikami i przeciwnikami dwóch dyrektorów. Reformacja z kontrreformacją. Ciosy, choć słowne, są ostre jak miecze zastępów papieża Leona X oraz siekiery reformatorów Marcina Lutra.
Dla przyjezdnego, być może, byłaby to niezła sztuka, gdyby ją opracować i wystawić na dużej scenie Teatru Jeleniogórskiego im. Norwida. Hit, po prostu! Niestety – to jest rzeczywistość. Jelenia Góra jest tylko probierzem, bo w całej Polsce kłócą się wszyscy ze wszystkimi, a tyczy to i kościelnych kręgów, gdzie knują spiski dwa antagonistyczne obozy. Tylko na fotografii wychodzi, że wszystko jest uśmiechnięte, ładne i jak trzeba.
Nawet nie próbuję podejmować się roli rozjemcy i górnolotnie wskazywać, że concordia struxit et discordia destruxit – jak to mawiali starożytni, że niezgoda rujnuje, a zgoda – buduje. Bo wszyscy doskonale o tym wiedzą, nawet ci, którzy nie mieli w szkole łaciny. Polecam tylko odwiedziny placu Kościelnego i skwerku z naznaczoną upływem czasu rzeźbą Jana Nepomuka (tak o nim mówią Czesi).
Warto to uczynić, póki jeszcze tablica z inskrypcją CONCORDIA CIVES jest w miarę czytelna. Z roku na rok jest z tym coraz gorzej. Podobnie jak ze zgodą wśród mieszkańców, zwłaszcza tych hierarchicznie najważniejszych, których oczywistym zadaniem jest budowanie, a nie rujnowanie.