– Kilka lat temu dostałem pierwsze pismo z ZGL w którym zażądano ode mnie dokumentów na zmiany, jakie miałem wykonać w mieszkaniu – tłumaczy zdenerwowany Zenon Prószyński. – chodziło im o obudowany zlew na korytarzu, z którego korzysta tylko moja rodzina, przepierzenie z dykty wydzielające z kuchni pokój oraz etażowe ogrzewanie, które w 1968 wykonała ówczesna Administracja Domów Mieszkalnych.
Zlew na korytarzu i spiżarkę zrobili Niemcy, więc oni może mieli na to jakieś papiery. Ale wystarczy odrobina wyobraźni, żeby być pewnym, że nie ma ich 83-letni lokator. Do ubiegłego roku tylko tam była bieżąca woda, więc tam się myło naczynia i siebie. Piec i instalacja CO została zrobiona przez ekipę z ADM. Lokator mógł ewentualnie podpisać się w protokole, który wylądował potem w archiwum.
– Ale my takiej dokumentacji nigdzie nie mamy, dlatego żądamy jej od pana Prószyńskiego – wyjaśniała zdenerwowana dyrektor ZGL Północ, Lucyna Januszewska. – Skąd ja mam wiedzieć, że tak było jak mówi lokator?
Czyli nam zaginęły papiery, a winą obarczymy staruszka. Czyżby dla pani dyrektor normalne było, że w 1968 roku lokatorzy byli inwestorami?
– Moją winą jest, że w 1975 roku postawiłem bez zezwolenia ściankę działową w kuchni – wyjaśnia pan Zenon – ale to było pomieszczenie dla mojego sparaliżowanego w wypadku syna. Nie myślałem wtedy o pisaniu pism z prośbą o pozwolenie na jej postawienie. Syna leczył wtedy młody lekarz, Kazimierz Pichlak. Przychodził do nas z zastrzykami kilka razy dziennie. Syn leżał tam dwadzieścia lat, do śmierci. Jeśli to z jej powodu chcą mnie wyrzucić z mieszkania, to rozbiorę ją natychmiast. Ale myślałem, że skoro mieszkanie jest przeznaczone do sprzedania, a ja je zamierzam kupić, to nic się nie stanie, jak będzie tutaj stała.
– Miasto wyznaczyło ten budynek do sprzedaży, dlatego musimy doprowadzić stan faktyczny do takiego jaki jest w dokumentacji – wyjaśnia Lucyna Januszewska. – Od kilku lat prosiliśmy pana Prószyńskiego o przedstawienie dokumentacji wykonanych zmian, albo usunięcie samowoli. On nie reagował, więc co mieliśmy robić? Musieliśmy go zmusić do respektowania przepisów. Wymówiliśmy umowę najmu, w której jest zapisane, że lokator nie może samowolnie dokonywać przeróbek.
– Wielokrotnie pisałem do ZGL, że nie mam żadnych dokumentów, że zlew na korytarzu jest od wojny, CO założyła administracja, a ścianka stoi od ponad lat trzydziestu – mówi Zenon Prószyński. – Ostatnią umowę najmu podpisałem w roku 1996 i nie było w niej żadnych zastrzeżeń ani zaleceń, że muszę coś usunąć. Wodę w kuchni założono nam dopiero w ubiegłym roku, więc skąd mieliśmy ją czerpać, z hydrantu? Wielokrotnie chodziłem do ZGL ale nikt nie chciał ze mną rozmawiać, tylko słyszałem: „Przyjdź pan z papierami!” Ta zabawa trwała wiele miesięcy aż dostałem pismo gdzie napisano, że „w związku z niedopełnieniem formalności związanych z samowolnie wykonanymi zmianami w strukturze lokalu na podstawie ustawy o ochronie praw lokatorów ZGL Północ wypowiada umowę najmu z miesięcznym terminem wypowiedzenia. Termin przekazania mieszkania 03.08.09.” Teraz nie śpię, palę coraz więcej papierosów i nie wiem, czy ktoś mnie weźmie w obronę – denerwuje się starszy pan.
Lucyna Januszewska nie potrafiła odpowiedzieć, czy przygotowanie do sprzedaży lokalu jego najemcy obejmuje również wyrzucenie najemcy na bruk. W telefonicznej rozmowie powtarzała, że stan lokalu musi być zgodny z dokumentacją.
O komentarz poprosiliśmy Jerzego Łużniaka, zastępcę prezydenta miasta: – Jeśli ktoś z miejskich urzędników tak postąpił ze starszym człowiekiem, pionierem naszego miasta, to jest mi za niego po prostu wstyd.
Przebywający na urlopie zastępca prezydenta Jeleniej Góry, Jerzy Łużniak obiecał, że natychmiast po powrocie do pracy zajmie się tą sprawą. – Jeśli ktoś z miejskich urzędników tak postąpił ze starszym człowiekiem, pionierem naszego miasta, to jest mi za niego po prostu wstyd – usłyszeliśmy. Czy pan Zenon pozostanie w swoim mieszkaniu?
Jak się dowiedzieliśmy, pan Prószyński trafił ze swoją sprawą do zastępcy prezydenta Jeleniej Góry, Jerzego Łużniaka. Ten po zapoznaniu się z dokumentami nakazał cofnięcie decyzji o wypowiedzeniu i polecił ZGL-owi pomoc przy usunięciu niepotrzebnych już urządzeń.
- Przeprosiłem tego pana za niepotrzebny stres z powodu tego wypowiedzenia - dowiedzieliśmy się od J. Łużniaka.
Zenon Prószyński, mieszkaniec Ostrołęki, w roku 1940 jako 13-latek trafił z całą rodziną na przymusowe roboty. Najpierw do Generalnej Guberni, a w 1943 został wywieziony do Rzeszy. Tam pracował w fabryce chemicznej. W 1945 wyzwolony przez Amerykanów wrócił do rodziny. Jednak dom w Ostrołęce był spalony, rodzice nie żyli, a miejsca pobytu rodzeństwa nie znał. Któregoś dnia wsiadł do pociągu. Pociąg dojechał do Wrocławia, ale pan Zenon pojechał dalej. Pociąg skończył jazdę w Jeleniej Górze, gdyż Niemcy wysadzili most na Bobrze. Tak został mieszkańcem naszego grodu. W 1946 roku decyzją pełnomocnika rządu RP na miasto Jelenia Góra stał się użytkownikiem lokalu dwuizbowego przy ulicy Strzeleckiej.