Wśród protestujących byli dawni wolontariusze, którzy opowiadali czego byli świadkami, a także osoby, które publikowane zdjęcia i filmy bardzo poruszyły. Padały oskarżenia o sprzeniewierzenie środków, które schronisko dostaje na sterylizację zwierząt. - Po zobaczeniu jaka jest sytuacja w schronisku i własnym doświadczeniu, jakie tu przeżyłem postanowiłem, że przyjdę w sobotę, zamiast robić coś innego, bo nie widzę możliwości, żeby tak to dalej wyglądało – powiedział Marcin Owczarek z Jeleniej Góry, który wspomina, że wziął kiedyś psa ze schroniska – wówczas był zapewniany, że zwierzę jest zdrowe, a po dwóch dniach trafił do lekarza i stwierdzono nosówkę u psa.
- Te zwierzęta zasługują na lepszy los – podkreśla. - Nie powinno być rodzinnych układów, powinien być przywrócony wolontariat i monitoring, żeby można było śledzić, co się dzieje ze zwierzętami – powiedziała jedna z protestujących, która przekonuje, że gdy pracowała w jednym hipermarketów i była tam zbierana żywność i koce dla zwierząt, dary najprawdopodobniej nie trafiały do zwierząt.
- Wiele lat temu adoptowaliśmy stąd pieska i szybko musieliśmy go uśpić, bo był w agonalnym stanie. Mówiono nam, że był mały, szczupły, a okazało się, że był tak chory i nie był badany weterynaryjnie – wspominała kolejna protestująca. - Moja 13-letnia siostra kilka lat temu chciała zostać wolontariuszką w tym schronisku, ale kierownictwo odmówiło przez to, że wolontariusze byli niedyskretni – dodała pani Kalina.
Jak powiedział Konrad Kuźmiński z DIOZ, zbierane są podpisy pod petycją z poparciem postulatów, która skierowana jest do Prezydenta Miasta Jeleniej Góry. Według organizatorów, w dniu protestu było ich już kilkaset, więc odzew społeczny jest bardzo duży. Ze strony władz miasta nie widać na razie konkretnych działań w odpowiedzi na apele protestujących, mówi się jednak, że wkrótce kierownik schroniska może odejść na emeryturę.
Do protestujących wyszedł nowy przewodniczący Rady Miejskiej Jeleniej Góry, który jako jedyny z radnych miał odwagę wyjść i rozmawiać z ludźmi oburzonymi doniesieniami ws. schroniska. Obecna była też radna z Cieplic Anna Bałkowska. Wielu innych rajców czy przedstawiciel prezydenta tydzień wcześniej przyszli na dzień otwarty, ale na konfrontację argumentów nie mieli już czasu lub ochoty. Przy samym schronisku z protestującymi próbowali też rozmawiać przedstawiciele placówki z rzecznikiem prasowym Zbigniewem Rzońcą na czele. Kierownika schroniska nie było. - MPGK jako firma nie może prowadzić wolontariatu. Wszyscy, którzy chcą pomagać zwierzętom mogą to robić w ramach TOZ-u – stwierdził Z. Rzońca, rzecznik spółki MPGK – prowadzącej schronisko.
Pracownicy schroniska zapewniają, że dokładają wszelkich starań w opiece nad zwierzętami, a „nagonka” na ich placówkę skutkuje wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami, gdy wyjeżdżają do zgłoszeń na terenie miasta. - Jeżeli ktoś uważa, że traktujemy tę pracę jak magazyn w markecie, to się wielce myli. Tutaj 12-godzinna zmiana to ok. 90 zł brutto. W każdej firmie w pobliżu zarabia się o 1/3 więcej i dużo mniej się robi – wyznał Radosław Ratajczak, pielęgniarz – kierowca w Schronisku dla Małych Zwierząt, którego kolega podczas interwencji na ulicy Lwóweckiej został nazwany mordercą i grożono mu pobiciem.