W sumie swoje progi otworzyło ponad 50 domów na pograniczu polsko-czesko-niemieckim. Logistycznie trudno było odwiedzić wszystkie, a wyprawa do kilku już była wyczynem. Nie obyło się zatem bez selekcji. Kogo nie zniechęciła pogoda i lejący w Jeleniej Górze deszcz, mógł wyrwać się z kotliny w stronę granicy zachodniej. Co ciekawe – tam padało mniej, a momentami nawet przygrzewało słońce.
Wybraliśmy dwa domy przysłupowe: sulikowski narożnik oraz chatę kołodzieja w Zgorzelcu, translokowaną w 2005 roku z Wigancic Żytawskich, wsi, która zniknęła z mapy i stała się terenem przeznaczonym na odkrywki węgla brunatnego.
W Sulikowie sztandarowa para domów przysłupowych to najpiękniejszy i dominujący element rynku zwanego tam placem Wolności. W jednym z nich mieści się punkt informacyjny tyczący zabudowy przysłupowej, biuro poselskie oraz siedziby kilku organizacji. Niestety: słynny narożnik był zamknięty na cztery spusty, a Sulików żył odpustem w miejscowej parafii oraz festynem zorganizowanym z okazji Dnia Dziecka.
Co innego w Zgorzelcu. Tu, w Domu Kołodzieja, ruch wzmożony, ale nie tylko za sprawą zainteresowanych domami przysłupowymi. Działa tam restauracja, a dziś – z okazji pierwszych komunii świętych – urządzono rodzinne przyjęcie. Całość sprawia jednak doskonałe wrażenie, a odwiedziny tego miejsca przyniosą także cenną wiedzę dotyczącą regionalnych dziejów.
Kiedy zdecydowano o likwidacji wsi Wigancice , zbudowany w 1822 roku dom został wysiedlony i popadał w ruinę. Wcześniej do 1947 roku mieszkała tam rodzina Stephenów, a potem do końca XX wieku – pięć rodzin polskich. Podupadającym zabytkiem zainteresowali się państwo Elżbieta i Jerzy Gottharowie, którzy postanowili w całości przenieść zabudowanie na działkę w Zgorzelcu.
Udało się to bez większego uszczerbku dla budowli, którą rozebrano na części, przewieziono i starannie złożono. Wszystko stało się w roku 2005. Demontaż trwał trzy dni, dwa tygodnie poświęcono na konserwację i czyszczenie belek. Stawianie konstrukcji w nowym miejscu zajęło dziewięć dni.
Dziś Dom Kołodzieja przeżywa swoją drugą młodość. Wokół niego urządzono skansen z pozostałości po Wigancicach. Jest tablica z nazwą nieistniejącej miejscowości oraz szyld szkoły podstawowej. Są też fotografie przedwojennego Weigsdorf, wsi z lat powojennych oraz tych miejsc, które po niej zostały do dziś: widzimy ruiny dawnych zabudowań szczegółowo opisane włącznie z nazwiskiem rodziny zajmującej daną posesję.
Domy przysłupowo-zrębowe są niemal w każdej miejscowości przygranicznych regionów Polski, Czech i Niemiec. Przez lata zaniedbane, dziś zaznają większego zainteresowania. Odkurzone przez miłośników dawnej architektury, do których należy Emil Mendyk, przewodnik, regionalista i tłumacz, nabierają znaczenia jako tradycyjne zabudowania nie tylko ziemi łużyckiej. Chętnie są kupowane, remontowane i przeznaczane na działalność agroturystyczną lub gastronomiczną. Szacuje się, że do dziś na terenie trzech sąsiednich państw zachowało się 18 tysięcy domów przysłupowo-zrębowych.