Epizody znane z wielu opracowań historycznych tyczących legend jeleniogórskich wydają się już „ograne” i wnoszące niewiele nowego. Jednak ze sporą dozą satyry zyskują nową jakość. Tak też jest w „Szopce jeleniogórskiej”. Co prawda tytuł bardziej kojarzy się ze świętami Bożego Narodzenia, ale – cóż szkodzi podobną „szopkę” odegrać w lipcu? Oczywiście – z innymi bohaterami i w innej scenerii.
Bohaterowie to postaci wciąż żywe w jeleniogórskich legendach i podaniach, choćby Duch Gór, czy księżna Kunegunda. To także osoby istniejące naprawdę w dziejach miasta. Pastor Gottlob Adolf, wizjoner Richmann czy też generał Frietzl, dowódca garnizonu jeleniogórskiego. Ta barwna galeria postaci, w uzupełnieniu o różne epizody z dziejów Jeleniej Góry, nadaje życia „Szopce jeleniogórskiej”, która – przez pryzmat uśmiechu – pokazuje, że o dziejach można opowiadać nie tylko nudno i rozwlekle.
Spektakl składa się z piosenek Jacka Szreniawy ze świetnym tekstem Tadeusza Siwka, splecionych w tok opowiadania dzięki narratorowi, herbowemu jeleniowi (Sylwester Kuper), który opowiada widzom o jeleniogórskich kuriozach. A jest ich sporo, choćby rzeczony generał, który – jak plotka głosi – miał dwie żony i… trzy „orzeszki w woreczku”. Jest Duch Gór uganiający się za skąpo odzianymi rusałkami w cieplickim uzdrowisku,. Pojawia się też pastor Gottlob Adolf, rażony piorunem w Kościele Łaski podczas kazania, które – podobno – było wyjątkowo długie i nudne.
Są też wydarzenia historyczne przyprawione pikantnym humorem. Choćby to jak wojska huzarskie „zadbały” o przyrost naturalny w przetrzebionej wojną trzydziestoletnią Jeleniej Górze. Dostało się też poborcom podatkowym, którzy w naszym mieście byli wyjątkowo gorliwi i pobierali opłaty nawet od noszenia peruk. Zresztą – aluzja była wyraźnie ponadczasowa, jak zresztą kilka innych dykteryjek w „Szopce”.
Najlepszą recenzją sztuki niech będzie reakcja publiczności, wśród której zasiedli, między innymi, Alina Obidniak, była dyrektor Teatru im. Norwida, oraz Marcin Zawiła, prezydent miasta, wraz z doradcą Zygmuntem Korzeniewskim. Publika podczas premiery śmiała się do łez, zwłaszcza przy niektórych numerach. Bardzo podobała się piosenka o rusałkach oraz o „trzyjajecznym” generale.
Nie mniej niż tekst – który choć traktował o sprawach pikantnych, ani na chwilę nie popadł w wulgarność – zachwyciły kostiumy: barwne i sugestywne. Ale sztuka by nie była tak ciepło przyjęta, gdyby nie aktorzy Zdrojowego Teatru Animacji, którzy – dynamicznie i przekonująco – pokazali, że zadaniem „Szopki” jest przede wszystkim dobra zabawa.
Widowisko wieńczy piosenka o smutnym losie herbowego jelenia, który ma już dość bezczynności w kartuszu. Nie obyło się bez bisu. Kiedy brawami nagrodzono aktorów i realizatorów, w tym reżysera Bogdana Naukę, autora tekstu Tadeusza Siwka oraz scenografa Lewana Mantidze, na specjalne życzenie widzów zabrzmiały raz jeszcze „Rusałki”, tyle że już bez przyciągających wzrok kostiumów. Za to wpadającą w ucho muzyką i jodłującym Sławomirem Mozolewskim.
Wykonawcy: Dorota Fluder, Dorota Bąblińska-Korczycka, Lidia Lisowicz, Radosław Binek, Sławomir Mozolewski, Sylwester Kuper, Jacek Maksimowicz i Rafał Ksiądzyna.
„Szopkę” będzie można obejrzeć także jutro (30 VII) o godz. 16 i 18. Jak zapowiada Bogdan Nauka, sztuka będzie grana w Rynku raz w tygodniu do końca wakacji.