Turyści spędzający swój urlop w Karpaczu, mogą liczyć na wiele przywilejów ze strony miasta. Przypomnijmy choćby opisywaną w ubiegłym tygodniu akcję – „Kolonijny Karpacz”, dzięki której pociechy, posłane do karkonoskiej miejscowości na wakacje, bez opłat potrenują swoje ulubione dyscypliny sportowe pod okiem profesjonalnego instruktora.
Ponadto, Karpacz przez cały sezon letni organizuje darmowe niedzielne spacery dookoła miasta (w programie m.in.: Zapora na Łomnicy i Dziki Wodospad, Skocznia Narciarska Orlinek), które prowadzi przewodnik sudecki. Przeszło dwugodzinne eskapady organizuje Urząd Miasta oraz jedno z karpackich biur turystycznych. Wielu turystów wykorzystuje tę okazję i tak jak w niedzielę, pojawia się tłumnie w miejscu zbiórki.
Wymienione wyżej akcje, mają służyć umilaniu pobytu oraz ułatwianiu jego organizacji urlopowiczom, którzy przyjechali w Karkonosze. Oczywiście, takie czynniki wpływają pozytywnie na promocję miasta, która jest celem nadrzędnym. Jednak bywa, że turysta, który chce skorzystać z takich czy innych atrakcji oferowanych przez miasto, spotyka się z przeszkodami nie do pokonania, gdy nie jest zmotoryzowany. Nie tylko studenci podróżują „pekaesami”. Jest spora rzesza osób lubiących wsiąść w niezobowiązujący środek transportu, jakim jest autobus i wybrać się na weekend w Karkonosze. Tymczasem tego, który dokona takiego wyboru, może spotkać duże rozczarowanie.
Ostatni autobus odjeżdża z karpackiego przystanku Biały Jar parę minut po 21, a potem jest „przepaść” aż do rana. Gdy wspomniany wcześniej turysta zechce zagościć w Karpaczu na czas jakiejś jednodniowej imprezy - jak niedawny „letni sylwester” czy zbliżające się Lato Przebojów Radia Zet i Tygodnika Gala (sobota, 8 sierpnia), będzie musiał wyjść w połowie albo wcześniej, żeby zdążyć wrócić do domu.
Gdyby Karpacz nie był jednym z popularniejszych górskich kurortów w Polsce, nie byłoby w tym nic dziwnego. Jednak takie miano zobowiązuje również do zadbania o odpowiednią do charakteru miejscowości płynność komunikacyjną.