Jeszcze jedna fotka z goblinem w zbroi, a na zakończenie kapitan Sparrow w obiektywie… Właściwie nawet nie wiem, kiedy na placu zostało tylko kilkunastu mieszkańców, którzy też już byli w „odpływie”. Po chwili właściwie nie było nikogo. Ktoś przeszedł, ktoś przejechał rowerem… Zobaczyłem miasteczko prawie wymarłe, a przecież była sobota, południe.
Przy ratuszu tablica, czytam napis wielkimi literami: Wleń - duma i tożsamość i opis w skrócie historii miasteczka z ostatnich 100 lat. Myślę sobie - ciekawa historia. Oooo – zaporę w Pilchowicach wybudowali, żeby chronić Wleń. Tego nie wiedziałem. Myślałem, jak każdy ignorant, że zapora jest po to, żeby była woda. Ehhh…
Obracam się o 180 stopni i widzę w samym sercu miasta kamienicę, która wygląda, jakby zaraz miała runąć (główne zdjęcie). Za chwilę następna kamienica w opłakanym stanie, a potem kolejne. Znak wskazujący kierunek do Jeleniej Góry też "woła o pomstę do nieba".
Wchodzę do sklepiku, pytam młodą ekspedientkę o ten sypiący się budynek, że przecież to centrum miasta, a ona mi odpowiada, że kiedyś tam było kino i restauracja. Podobno są plany, ktoś na spółkę z miastem ma zrobić hotel…. Pytam jeszcze, czy interes w sklepie się kreci. Słyszę, że nie, bo młodzi wyjeżdżają, więc miasteczko zamiera.
Czas na mnie, ostatni rzut oka na centrum Wlenia i żal serce ściska…