Program był nieskuteczny – przyznała Główna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Przeczytamy o tym w dzisiejszym Dzienniku. Tablic z czarnym punktami już nie będzie. Kłopotem okazało się… aktualizowanie danych. Bo mimo ostrzeżenia, w oznakowanych miejscach wciąż dochodziło do tragedii i ginęli ludzie.
Z badań przeprowadzonych przez GDDKiA wynika, że tylko 10 procent kierowców zwalniało w takich miejscach, a aż 20 procent przyciskało pedał gazu. Powód takiego postępowania tłumaczy się racjonalnie: widząc niebezpieczeństwo, kierowca chce jak najszybciej oddalić się z jego zasięgu. Krytycy na programie nie zostawili suchej nitki. Zdaniem wielu kierujących dyrekcja poszła na łatwiznę, bo – zamiast starać się o poprawę stanu dróg – wywiesiła tablice o grożącym ryzyku wypadku.
Jaki jest pomysł na doraźne przestrzeganie kierowców przed możliwością tragedii? W Niemczech stosowane są billboardy ze zdjęciami i danymi ludzi, którzy w danych miejscach wskutek wypadku stracili życie. Mariusz Synówka z Jeleniogórskiej Fundacji Bezpieczna Droga zaproponował, aby każdy nowy posiadacz prawa jazdy dostał folder ze zdjęciami z tragicznych wypadków, do których doszło na drogach danego regionu. Pomysłu nie udało się póki co wprowadzić do rzeczywistości. Pozostają jeszcze przydrożne krzyże, które także nie zawsze odnoszą skutek. Kierowcy i tak zapominają o bezpiecznej jeździe, a wypadkowe statystyki mają tendencję zwyżkową.