Kobieta mieszka niedaleko miejsca feralnego zdarzenia, czyli przy ulicy Wolności nieopodal garbatego mostku przy piekarni. Był z nią syn, który do przyjazdu pogotowia reanimował kobietę.
– Szliśmy na zakupy, kiedy nagle dostała jakiś drgawek – mówi jej syn, Paweł Walla. – Mama powiedziała, że nigdzie nie jedzie, bo źle się czuje, więc wracaliśmy do domu. Kiedy przechodziliśmy przez pasy na zielonym świetle dostała ataku boleści i upadła – dodał.
Zaczęła sinieć, z ust płynęła jej krew.
Paweł Walla: – Zacząłem robić jej masaż serca. Jedna pani mnie zastąpiła, a ja w tym czasie zadzwoniłem na pogotowie. Nie wiedziałem, co się dzieje i co mam robić.
Mieszkańcy, którzy zadzwonili na policję, uznali zastaną sytuację za wypadek. W ich pierwszym odczuciu kobieta była ofiarą potrącenia. – Nie wiem kto wezwał policję, ale wszyscy mówili, że jakiś gnojek musiał potrącić kobietę i uciec – mówi jeden z gapiów.
Tak to zresztą wyglądało. Często zdarzają się tu wypadki i stąd to skojarzenie. Myślę jednak, że najważniejsze, że ludzie zareagowali. Często się zdarza, że przechodzą obojętnie udając, że nic nie widzą.
Tak też zareagowaliśmy my, informując Czytelników o zajściu. Wszystko wyjaśniło się potem.
Chorą jeleniogórzankę pogotowie zabrało do szpitala. Życzymy jej szybkiego powrotu do zdrowia.