Co prawda do pobicia rekordu niskich temperatur ze stycznia tego roku sporo jeszcze brakuje (przez kilka dni pod rząd termometry pokazywały wówczas ponad minus 20 stopni) ostatnie ochłodzenie bardzo odczuli bezdomni.
– W środę wieczorem mieliśmy 80 pensjonariuszy, więcej niż w ostatnich dniach – usłyszeliśmy w Schronisku dla Bezdomnych Mężczyzn im. Św. Brata Alberta.
Wcześniej ludzi bez dachu nad głową rozpieszczała bardziej jesienna niż zimowa aura. Teraz, kiedy temperatura spada poniżej minus pięciu kresek, wielu z nich woli zapukać do bram schroniska. Jego obsługa wie jednak, że bezdomnych jest znacznie więcej (ilu? – oficjalnych statystyk brak).
Rezygnują z przebywania w placówce, ponieważ obowiązuje tam całkowita abstynencja. Koczują w zrujnowanych domach lub na klatkach bloków, o ile nie są one zamykane na noc.
– Takie rozwiązanie może przynieść tragiczne skutki. Przed świętami w opuszczonym domu przy ulicy Jordana jeden bezdomny spłonął, kiedy od ogniska, którym chciał się rozgrzać z dwoma kompanami, zajęło się jego ubranie – ostrzegają w schronisku im. Brata Alberta.
Jednak i tak schronisko w szwach nie pęka, jak to było minionej zimy. Wówczas placówka musiała pomieścić grubo ponad stu bezdomnych, którzy bez tego wsparcia zamarzliby na siarczystym mrozie.
Niskie temperatury „uderzają” także w zwierzęta, zwłaszcza ptaki. W środę strażacy ratowali przymarznięte do lodu łabędzie na stawie przy ulicy Mickiewicza.
O ptakach, które nie mogą się ruszyć z tafli lodu, zawiadomił służby okoliczny mieszkaniec. Strażacy podpłynęli łódkami do łabędzi i uwolnili je z lodowej pułapki. Ptaki, które były w nieco gorszej kondycji, trafiły na kurację do schroniska dla małych zwierząt.
W środę strażacy interweniowali także na stawie zwanym Balatonem, do którego powierzchni również przymarzły niektóre z zimujących tam łabędzi.
Pod koniec tygodnia mróz ma odpuścić i znów zrobi się cieplej i jesiennie.