Z czternastu i pół miliona pasażerów, których przez rok przewozi MZK, pięć procent nie płaci za bilet. Straty są wymierne: to koło miliona dwustu tysięcy złotych przez rok. Można za to kupić nowy autobus. Dlatego miejski przewoźnik idzie na wojnę z gapowiczami.
Osoby, które uchylają się od uiszczenia opłaty specjalnej (wcześniej przyłapane na jeździe bez biletu) mają już w marcu trafić do Krajowego Rejestru Dłużników. Konsekwencje takiego wpisu nie są błahe: to blokada kredytowa w bankach oraz inne nieprzyjemności związane z obecnością na „czarnej liście”. Nazwisko dłużnika pozostaje w bazie danych przez około 10 lat.
Miejski Zakład Komunikacyjny długo wahał się przed zastosowaniem tak drastycznego rozwiązania. Okazało się ono jednak nieuniknione po tym, jak większość gapowiczów uchylała się od zapłacenia mandatu, mimo wielokrotnych ponagleń i straszeniem sprawą w sądzie. Procedura karna jest dość skomplikowana, tymczasem KRD to szybsza droga do odzyskania należnych pieniędzy oraz – jak podkreślają pomysłodawcy – skuteczniejszy straszak.
– Pod koniec stycznia wysłaliśmy 70 wezwań do zapłaty tym, których przyłapali kontrolerzy na jeździe bez biletu. Czekamy na odpowiedź – mówi Robert Moskwa z MZK. Wezwań może być więcej, bo tylko w lutym naliczono 324 nieuczciwych pasażerów.
Jest ich wciąż dużo mimo zastosowania przez MZK środków, które miały zmniejszyć możliwość oszukania firmy, choćby możliwość wsiadania tylko przednimi drzwiami. Jak przekonuje Marek Woźniak, dyrektor MZK, jest to rozwiązanie skuteczne, ale poza godzinami szczytu.
– Kiedy na przystankach jest tłok, kierowcy otwierają wszystkie drzwi. Wówczas łatwiej przemknąć się gapowiczowi – usłyszeliśmy.
Poza wpisami do KRD, MZK zapowiada także zlecenie kontroli w autobusach nowej firmie kontrolerskiej. Przewoźnik liczy, że w ten sposób sprzedaż biletów wzrośnie. Wskazują na to wyniki w innych przedsiębiorstwach komunikacji miejskiej, w których nazwiska gapowiczów trafiają do Krajowego Rejestru Dłużników już od kilku lat.
Kim jest jeleniogórski gapowicz? Wbrew pozorom to nie są głównie młodzi ludzie, ubodzy, czy bezrobotni. Często zdarza się, że bez ważnego biletu jeżdżą dobrze ubrani panowie i panie o sporych dochodach.
Są też tacy, którzy wyliczyli sobie, że jazda na gapę jest tańsza niż skasowanie biletu. – Ryzyko wpadki istnieje. Jeżdżę głównie po kilka przystanków. Nie kasuję biletów. Złapali mnie raz. Odmawiałem zapłaty, później przyszło kilka wezwań, ale w końcu chyba o mnie zapomnieli – mówi Grzegorz z Jeleniej Góry.
Tymczasem dyrekcja MZK zapewnia, że nazwiska nieuczciwych wciąż są w dokumentach i prędzej czy później trafią do wspomnianego rejestru dłużników.