Jak wspomina pan Filip, to był ostatni dzień pobytu nad morzem, którego wcześniej nie widział piętnaście lat. Następnego dnia rano on, jego żona, trzyletni synek i teściowie mieli spakować się i wyruszyć w podróż powrotną, do szarej codzienności.
– Nie mogłem nie iść na plażę i nie porzucać się na fale. W ten ostatni dzień, takiego grzechu zaniechania po prostu nie mogłem popełnić – pisze w swojej opowieści pan Filip Kudłacik. Nie namyślając się wiele zgłosiłem najbliższym, iż wyruszam uraczyć się ostatnią kąpielą w morzu. Gdybym wówczas zdawał sobie sprawę jak stwierdzenie „ostatnia kąpiel w morzu” bliskie jest temu co ma za chwil parę nastąpić, z pewnością nie ruszyłbym się z miejsca – przyznaje uratowany. Temperatura wody miło mnie zaskoczyła, bez reszty oddałem się więc odstresowującym skokom na fale. (...) Znajdowałem się około dwudziestu, trzydziestu metrów od plaży. Woda sięgała mi ledwie „do pępka”, ale uderzające fale sięgały czubka mojej głowy.
Beztroską zabawę pana Filipa przerwał krzyk dochodzący z niedaleka. Kilkanaście metrów od niego topił się starszy mężczyzna, który trzymał kurczowo krawędź materaca. Po jego drugiej stronie stał chłopak, najprawdopodobniej jego syn. Początkowo pan Filip myślał, że mężczyźni się wygłupiają, ale kiedy dostrzegł, że się myli, ruszył w ich stronę z pomocą.
Gdy dopłynąłem na miejsce, stopami nie dosięgałem już dna. Chwyciłem jeden z rogów materaca, drugi róg chwycił ten młody chłopak i rozpoczęliśmy holowanie wystraszonego człowieka. Tak mi się wtedy wydawało. Dotychczas byłem przekonany, że fale zawsze wypychają obiekty znajdujące się w morzu, w stronę plaży. Boleśnie odczułem na własnej skórze, że nie zawsze tak jest.
Fale zaczęły wciągać jeleniogórzanina w stronę morza. Wtedy pan Filip puścił materac i postanowił ratować siebie ruszając przed siebie co sił w rękach i nogach.
- Okazało się jednak, że sił mam stanowczo za mało. Ból w mięśniach narastał z każdym ruchem, a kłucie w płucach stawało się nie do zniesienia. Morze wciągało mnie wgłąb. Nie miałem szans na samodzielne dotarcie do brzegu, więc resztkami sił wołałem o pomoc. To był żałosny wrzask, przerywany przez wlewającą się do ust słoną wodę i próby złapania oddechu. I wtedy zaczęło się coś, co dotychczas znałem jedynie z łzawych historyjek i tandetnych romansideł (..). Zacząłem widzieć obrazki z przeszłości, przez umysł przelatywały mi scenki z dzieciństwa jak zasmarkany i umorusany biegam po boisku przy podwórku w okolicy Placu Ratuszowego, jak jeżdżę na rozklekotanym rowerku, jak gram w piłkę z kolegami i braćmi. W pewnym momencie pojawił się także Mój Syn, na tym samym boisku co ja kilkanaście lat wcześniej.
W tym czasie, jak mówi pan Filip, uświadomił sobie ile ma jeszcze w życiu do zrobienia. Jak mówi zdawał sobie sprawę, że na zawsze może zostać w morzu.
-„Trzymaj się facet!!’’ – usłyszałem i momentalnie wróciłem do rzeczywistości, ujrzałem przed sobą twarz człowieka i ostatkiem sił wyciągnąłem w Jego kierunku ręce. Chwyciłem się go i wtuliłem się tak, jak mój trzyletni Syn wtula się we mnie gdy mocno się czegoś przestraszy – relacjonuje Filip Kudłacik.
Z rozmowy z ratownikami WOPR Międzyzdroje, uratowany dowiedział się, że tylko tego dnia ratownicy wyciągnęli z wody 12 osób.
- Byłem wśród nich ja, dzielny młodzieniec oraz człowiek, któremu ruszyliśmy z pomocą. Ratownicy z przykrością stwierdzili, że od większości uratowanych nie słyszą nawet słowa podziękowania. Dla mnie jest to zupełnie niezrozumiałe. Jak można nie podziękować komuś za drugie życie? - pyta.
W hołdzie i podzięce za „nowe życie” pan Filip opisał swoją historię. W całości i w oryginale zamieścimy ją w najbliższym wydaniu naszego tygodnika Jelonka.com.
- Chcę w ten sposób złożyć najgorętsze podziękowania ode mnie i moich najbliższych dla dzielnych i odważnych Chłopaków z WOPR w Międzyzdrojach. Nabrałem ogromnego szacunku dla Waszego zawodu, zdałem sobie sprawę, że Wasza praca to nie tylko opalanie się na plaży, ale także - a może przede wszystkim – powołanie – pisze w zakończeniu pan Filip. Chciałem też podkreślić, ku przestrodze i – być może - by dać powód do zastanowienia się przed zbyt beztroskim wchodzeniem do morza, że mam około 180 cm wzrostu i ważę około 95 kg, a w morzu byłem niczym...