Zdaniem przyrodników długa zima nie zdziesiątkowała populacji tych groźnych owadów. Wręcz przeciwnie. Podobnie twierdzą weterynarze. – Miałem już kilka zgłoszeń o psach pogryzionych przez kleszcze – mówi weterynarz Grzegorz Łukasik.
Pajęczak może rzucić się na ludzi. Zwłaszcza tych, którzy wybiorą się na spacer do liściastych lasów lub będą wypoczywać w ogródku działkowym. Owad przysysa się do ciała i żywi się krwią, znacznie zwiększając swój rozmiar. Normalnie nie jest większy od łebka od zapałki.
Po jakimś czasie – o ile się go wcześniej nie usunie – sam odpada, pozostawiając swędzący ślad.
Ukąszenie kleszcza może być zarówno dla człowieka, jak i zwierzęcia niebezpieczne. Niektóre kleszcze są nosicielami groźnych chorób: piroplazmozy lub boreliozy.
Lekarze doradzają usunięcie pasożyta ze skóry, ale nie za pomocą tzw. metod tradycyjnych, czyli smarowania tłuszczem lub alkoholem.
– Najlepiej owada usunąć wykręcając go za pomocą pęsety, a ranę zdezynfekować. Jeśli ktoś się obawia zrobić to samemu, niech zgłosi się do lekarza – radzi internista Zbigniew Kwaterko.
W aptekach można kupić specjalną pompkę do odsysania kleszczy. Aparat kosztuje około 10 zł. Gabinety weterynaryjne oferują odpowiednie preparaty. Na rynku są też antykleszczowe obroże dla psów na cały sezon letni. Podobno skuteczniejsze od tych tańszych, dostępnych w supermarketach.