Seydela podaje się jako wzór lokalnego patrioty, nie tylko jeleniogórzanina, ale też Dolnoślązaka. Urodził się co prawda w Legnicy, ale życie przywiodło go do dawnego Hirchbergu, gdzie stworzył wiele i przyczynił się do powstania dziedzictwa, z którego do dziś korzystają współcześni mieszkańcy miasta i okolic.
Wystarczy wspomnieć o szlakach górskich, schroniskach, obserwatorium meteorologicznym na Śnieżce, siedzibie i zbiorach Muzeum Karkonoskiego. To tylko cząstka tego, co po sobie zostawił. Seydel żył ciągle w poczuciu spełniania tej lokalnej misji nie dorobiwszy się kokosów. Mało tego, często sam dopłacał do interesu kupując choćby niektóre eksponaty do dziś zachowane w salach lub magazynach MK.
Czy może być on wzorem dla dzisiejszych mieszkańców miasta, zwłaszcza tych, którzy dużo mogą? Sam Seydel był posłem i dzięki temu łatwiej mu było przepychać się w labiryncie niemieckiej biurokracji i wydeptywać ścieżki w poszukiwaniu środków na swoje szczytne zamierzenia.
Bo o ile mógł kupować płacąc z własnego portfela eksponaty muzealne, o tyle na dostosowanie do potrzeb turystów szlaku do Wodospadu Szklarka nie było go stać. Na postawienie stacji meteo na Śnieżce – tym bardziej. Nie mówiąc już o budowie gmachu muzeum, które do dziś istnieje przy ulicy Muzealnej.
Czytając kartki wspominek byłego przewodniczącego Riesengebiergsvereins zastanawiałem się, jak bardzo pojęcie patriotyzmu lokalnego jest zakorzenione w dzisiejszych mieszkańcach. Nie jest to zjawisko nowe, jak twierdzą niektórzy, „obowiązujące” od czasów po 1989 roku. W okresie siermiężnego PRL Władysława Gomułki też byli żarliwi lokalni patrioci. Nawet we władzach. Wspomnieć należy choćby postać Zbigniewa Daroszewskiego, przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Jeleniej Górze w latach 60.
Do promowanych przez tę postać „innowacji”, choćby wyburzenia części jeleniogórskiej starówki i zabudowania jej klockowatymi kamienicami, należy podchodzić z rezerwą. Jednak nie ulega żadnej wątpliwości, że samorządowiec tamtej epoki nie traktował Jeleniej Góry jako tymczasowego przystanku, jak czynili to ludzie po osiedleniu się w mieście w 1945 roku i później.
Podobnie jak kilkadziesiąt lat wcześniej Hugo Seydel.
Czy postać Seydela, nagłośniona dzięki wydaniu jego wspomnień, odnowi w jeleniogórzanach, którzy sięgną do tej książeczki, ducha patriotyzmu lokalnego? Przecież, aby kochać swoją małą ojczyznę, nie trzeba wielkich pieniędzy i ministerialnych koneksji.
Niemieccy gospodarze miasta, kiedy Seydel zmarł, uczynili z niego patrona jednej z ulic w pobliżu rezydencji, gdzie mieszkał. Z całą pewnością wśród polskich jeleniogórzan byli ludzie, którzy zasługują na taki sam zaszczyt. Warto jednak pomyśleć o powtórnym nadaniu jednemu z jeleniogórskich traktów lub miejsc imienia założyciela Towarzystwa Karkonoskiego. Aby tym gestem postawić kolejny pomost między Hirschbergiem i Jelenią Górą. I dać młodym mieszkańcom podstawę do wykazania się w działaniu na rzecz dobra małej ojczyzny.