Wysokie miejsce w konkursach, które doceniły kampanię promocyjną Jeleniej Góry związaną z trasami rowerowymi i wizerunkiem wicemistrzyni olimpijskiej Mai Włoszczowskiej dowodzi tylko nieznajomości przez szacowne kapituły jeleniogórskich realiów. O ile bowiem – rzeczywiście – terenowe trasy w okolicach naszego miasta są magnesem dla miłośników kolarstwa wyczynowego, o tyle dla coraz bardziej popularnych w wielu miastach Europy rowerów miejskich nie ma u nas miejsca.
Przekonał się o tym rowerzysta (65 lat), który został potrącony w minioną środę na zabobrzańskiej estakadzie. Nawet na ścieżkach rowerowych cykliści nie mogą czuć się bezpiecznie, choćby na trakcie wiodącym do Komarna z Jeleniej Góry. – Ostatnio jadąc w stronę Jeleniej Góry o mało co nie nadziałem się na barierkę, która stoi tuz za zakrętem (tak!) po zjeździe z górki na wysokości stawów hodowlanych. Mnie się udało, komuś pewnie się nie uda i nieszczęście gotowe. Czy naprawdę na ścieżkach rowerowych potrzebne są takie niespodzianki? Jaki sens ma stawianie na nich barierek nieprzejezdnych nawet dla rowerów? – pisze do nas Czytelnik, pan Marek.
W Jeleniej Górze brakuje rowerowych parkingów, a wypożyczalnie jednośladów to marzenie. Zresztą przy braku wewnętrznej sieci dróg rowerowych istnienie takich placówek nie ma większego sensu. A przydałaby się bezpieczna ścieżka do Cieplic – i dalej – do Sobieszowa. Póki co wzdłuż ulicy Wolności udało się wykonać jedynie kilkusetmetrowy fragment. W sumie: chcąc jeździć rowerem po Jeleniej Górze, cyklista narażony jest na tyle niebezpieczeństw, że na pewno nie podąża w dobrym kierunku.