Niedziela, 22 grudnia
Imieniny: Honoraty, Zenona
Czytających: 5033
Zalogowanych: 21
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Region: Na Mrówczą Górę

Piątek, 14 lutego 2020, 10:44
Aktualizacja: Poniedziałek, 17 lutego 2020, 9:52
Autor: Sowa
Region: Na Mrówczą Górę
Fot. Sowa
Wykorzystując okno pogodowe podczas lutowej zawieruchy spowodowanej przez huraganowe wiatry postanowiłem wybrać się na krótki spacer na Mrowiec (513m) w bezpośrednim sąsiedztwie Mysłakowic. Aż wstyd się przyznać, ale wcześniej nigdy nie byłem na tym wzniesieniu, ponieważ do tej pory Mrówcza Góra (jak mawiają o wzgórzu miejscowi) nie stanowiła dla mnie celu wędrówki. Postanowiłem zmienić ten stan rzeczy i udałem się na jedenastokilometrowy zimowy spacer, o którym teraz Państwu opowiem.

Wędrówkę rozpoczęliśmy na przystanku MZK w Mysłakowicach przy Szkole Podstawowej. Na miejsce startu dojechaliśmy kursową „3” (z literką „D” w rozkładzie) z Jeleniej Góry. Dawny pruski pałac królewski mieszczący dzisiaj „podstawówkę” w blasku popołudniowego słońca nisko zawieszonego nad horyzontem prezentuje się naprawdę okazale. Postanowiliśmy obejrzeć rezydencję królewską (od 1832 r. do 1909 r.) z zewnątrz. W bryle zabytkowego budynku dominuje wieża, z której roztacza się przepiękna panorama na okolicę (opisana jest na szkolnym korytarzu mianem „rajskiego widoku”). Szczególnie oko przykuwają imponujące kominy z bocianimi gniazdami na dachu dawnej sali balowej nawiązującej kształtem do parostatku znad Missisipi (dzisiaj sala gimnastyczna). Na dziedzińcu przed wejściem do szkoły (po prawej) znajduje się pomnik pamięci Johannesa Fleidla, przywódcy uciekających przed prześladowaniami religijnymi Tyrolczyków, którzy osiedlili się tutaj za sprawą miłościwie panującego Fryderyka Wilhelma III.

Założenie pałacowe (wg pomysłu królewskiego architekta Karla Fryderyka Schinkla) miało nawiązywać do architektury szlacheckiego dworu, gdzie pielęgnowano domowe cnoty. Otoczenie budynków przypałacowych (kościół i domy tyrolskie) zgodnie z klasycystycznymi trendami (stanowiło nawiązanie do greckich świątyń) staje się miejscem kultu pracy, której celem jest udoskonalanie otaczającego świata i samego siebie. Założenie parkowe (wg pomysłu architekta krajobrazu Petera Josepha Lenne) symbolizowało witalne siły przyrody jako zwycięstwo światła słonecznego przezwyciężającego chaos w oparciu o prawdę i prawość.
Udajemy się pod kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa (z 1836-40r.), gdzie podziwiamy w kruchcie dwie marmurowe pompejskie kolumny (dar króla Neapolu) zmyślnie wkomponowane w bryłę świątyni. Okrążamy kościół i kierujemy się zielonym szlakiem na skraj stawu, gdzie witają nas odnowione (6m długości) szczęki wieloryba grenlandzkiego (oryginalne były kupione przez króla Wilhelma IV za 45 talarów jako oryginalna brama parkowa). Podążamy dalej zielonym szlakiem aż do olbrzymiego dębu królewskiego (pomnika przyrody), pod którym znajduje się głaz z tablicą pamiątkową Głównego Szlaku Sudeckiego (GSS) im. Mieczysława Orłowicza.

Kontynuujemy spacer ulicą Wojska Polskiego aż do przejazdu kolejowego (obok zlokalizowano węzeł szlaków turystycznych - zielonego i czerwonego). Po przekroczeniu nieczynnej linii kolejowej i DW 367 zmierzamy na wprost w ulicę Cmentarną, którą wychodzimy z Mysłakowic. Aleją starych drzew dębowych dochodzimy do domu tyrolskiego, który był zbudowany dla Johannesa Fleidla w 1838 roku, dzisiaj mocno przebudowany i trudny do rozpoznania. Obok domu rosła najstarsza limba Karkonoszy zasadzona z nasienia przywiezionego z Tyrolu. W latach 70-tych XX w. została powalona przez wichurę i przeznaczona na opał.

Kierujemy się dalej aleją topolowo-lipową do leśniczówki (za mostem na Jedlicy), gdzie wkraczamy w granice Rudawskiego Parku Krajobrazowego. Podążamy wygodną „szutrówką” wzdłuż rzeki około pół kilometra, potem słabo widocznym zielonym szlakiem rowerowym odbijamy w lewo do góry, później idziemy od charakterystycznego skrzyżowania (z dębem po środku) czerwonym szlakiem docieramy na szczyt Mrówczej Góry. Podążając już grzbietowym duktem naliczyłem kilkanaście ogrodzonych mrowisk. Nazwa góry nie jest więc przypadkowa. Przed kulminacją szczytową po lewej stronie eksploruję jeszcze Sowi Kamień schowany trochę pod świerkami. Ta malownicza grupa skalna zbudowana z granitu z wypreparowanymi żyłami aplitu zrobiła na mnie mocne wrażenie. Szkoda, że skałki są zupełnie zapomniane, bo posiadają walory widokowe, niestety obecnie mocno zarośnięte.

Wracamy na szlak czerwony, którym docieramy na szczyt Mrowca. Rumowisko skalne wygląda jak usypane, "wielgachne mrowisko", ale specjalnie przygotowane na potrzeby wymagających turystów, żądnych niesamowitych krajobrazów. Na wierzchołku granitowego kopca znajduje się sporych rozmiarów plateau (4x6m) z doprowadzonymi na szczyt kamiennymi schodkami. Szkoda tylko, że to co było Mrowca atutem kiedyś (czyli dogodne położenie na skraju Kotliny Jeleniogórskiej), dziś pozostaje kompletnie w cieniu drzew. Aż się prosi "włodarzy terenu" o przywrócenie świetności i przejrzystości krajobrazu sprzed lat. Gdyby wycieczka odbyła się w sezonie letnim nie zobaczyłbym w oddali chyba nic. Prowadzona aktualna wycinka drzew mogłaby pójść w stronę przywrócenia walorów krajobrazowych (jak na Brzeźniku), a nie tylko pozyskania drewna w celach materiałowych.

Szczyt Mrówczej Góry (Mrowca) już od 1824 roku był zagospodarowany przez feldmarszałka von Gneisenau na cele rekreacyjne. Wierzchołek został tak przystosowany dla odwiedzających, ponieważ roztaczała się z niego imponująca panorama rzędu 360 stopni na otaczające Kotlinę Jeleniogórską wszystkie pasma górskie. Feldmarszałek urządzał tam pikniki i spotkania z sąsiedzką arystokracją, mieszkającą w pobliskich pałacach i dworach. Spotkaniom tym towarzyszyli muzykanci grający na fujarkach i rogach utwory myśliwskie oraz statystowały podczas nich krowy z dzwonkami – wszystko było starannie przygotowane i zaaranżowane. Na szczyt doprowadzono dwie drogi: okrężną dla powozów, drugą na wprost – trudną, dla pieszych. W roku 1832 nowym właścicielem mysłakowickiego pałacu i parku został król pruski Fryderyk Wilhelm III. Powstała wówczas droga rekreacyjna dostosowana do jazdy powozem łącząca Mysłakowice z Karpnikami, gdzie już od 1822 roku rezydował brat króla – Wilhelm. Trakt Królewski wiódł skrajem Mrowca, nazwanego później – na pamiątkę wcześniejszego właściciela – Gneisenauberg, i dalej prowadził na wysokości 370–4 n .00 m n.p.m. do Karpnik.

Wracamy na krótko (do najbliższego skrzyżowania) na grzbietowy szlak czerwony. Następnie wykonujemy pieszo szykanę (najpierw w prawo, a za chwilę w lewo) i poruszamy się dalej leśną nieoznakowaną drogą grzbietem Mrowca aż do kolejnej grupy skalnej. W najbliższym sąsiedztwie granitowych skał znów królują mrówki w liczbie kilkunastu imponujących rozmiarów mrowisk. Za skałami skręcamy w dół na ścieżkę, która doprowadza nas ponownie do zielonego szlaku (Drogi Królewskiej) łączącego Mysłakowice z Karpnikami. Idziemy dalej w prawo chwilę zielonym, aby po krótkim odcinku (na następnej krzyżówce) z niego odbić na wprost na polną drogę zagrodzoną białozielonym szlabanem. Spłoszyliśmy kilkanaście saren schodząc między polami do najbliższego rozstaju dróg.

Tutaj na skrzyżowaniu można sobie skrócić wycieczkę idąc dalej prosto do widocznej z daleka Łomnicy. My natomiast kontynuujemy swój spacer skręcając w prawo w kierunku północnym w stronę prywatnych stawów. Wędrując wśród łąk ogrodzonymi elektrycznymi pastuchami urzeka mnie panorama otaczającej okolicy. Widok zaśnieżonych szczytów Karkonoszy (w orientacji południowej) jest zniewalający. Przy stawach znów skręcamy w prawo na asfaltową wąską drogę prowadzącą do lasu. Znów omijamy szlaban i wchodzimy do lasu. Na najbliższym skrzyżowaniu leśnych traktów kierujemy się w lewo na drogę pożarową nr 25. Przez kilkanaście minut poruszamy się płaskim i zadrzewionym fragmentem trasy. Na kolejnej krzyżówce skręcamy w prawo, aby po krótkim odcinku "szutrówki" dojść do błotnistego rozstaju, na którym kierujemy się w lewo. Wkrótce wychodzimy na szosę łączącą Łomnicę z Karpnikami.

Kierujemy się asfaltem w lewo podziwiając ostatnie tego dnia krajobrazy. Sokole Góry i cały grzbiet Rudaw Janowickich (po stronie wschodniej) napawają oczy ciepłem w blasku zachodzącego słońca. Bardzo szybko zachodzi słońce i robi się ciemno. Zachowując trzeźwość umysłu sprawdzam rozkład jazdy na telefonie. Okazuje się, że za kilka minut odjedzie autobus MZK nr 33 z przystanku "Łomnica szkoła". Przyspieszamy kroku, bo możemy nie zdążyć. W oddali za plecami widzimy już przemierzający kolejne zakręty autobus. Podkręcamy tempo biegu i z całych sił pędzimy na przystanek autobusowy mijając po drodze zabudowania Pałacu w Łomnicy. Na wysokości tablicy miejscowości mija nas autobus. Nie poddajemy się i walczymy o powodzenie akcji biegowej aż do przystanku. Na szczęście dla nas kierowca czeka na pędzących i wpadamy w pełnym biegu do autobusu nr 33, którym wracamy kilkanaście minut do Jeleniej Góry.

Wycieczka trwała trzy godziny. Wykonaliśmy jedenaście kilometrów z mocnym akcentem na zakończenie trasy. Polecam odwiedzić Mrowiec w sezonie letnim, aby posłuchać chrzęstu ściółki leśnej za sprawą poruszających się mrówek! Do zobaczenia na szlaku!

PS. Dziękujemy kierowcy autobusu MZK #812, który poczekał kilkadziesiąt sekund na przystanku na dwóch piechurów-biegaczy. Wielki szacun!

Twoja reakcja na artykuł?

44
81%
Cieszy
0
0%
Hahaha
7
13%
Nudzi
0
0%
Smuci
0
0%
Złości
3
6%
Przeraża

Ogłoszenia

Czytaj również

Sonda

Czy w Wigilię będziesz miał(a) na stole 12 potraw?

Oddanych
głosów
422
Tak
22%
Nie wiem, nie liczę; może być 7 albo 15
78%
 
Głos ulicy
Do Jeleniej Góry przyjechaliśmy znad morza
 
Warto wiedzieć
Stanowski i Mazurek kłamali i szkalowali reporterów
 
Rozmowy Jelonki
Zielone pogranicze
 
Jelonka wczoraj
Amunicję do pepeszy nosili na plecach
 
Aktualności
Sporo wizyt
 
Aktualności
Burmistrz i radni kolędują
 
Aktualności
Życzenia od senatora

Jedzenie na telefon

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group