Do drugiego pożaru pojechała OSP z Sobieszowa, dopiero później dołączyli strażacy z Czernicy i Jeleniej Góry.
- Ktoś musiał podpalić mi stodołę – opowiada Ryszard Karmelita. – Ogień zobaczył portier z leżących za płotem zakładów szybowcowych i zaalarmował nas oraz strażaków. Jak wbiegłem do środka płonęła przyczepa załadowana sprasowaną słomą. Od niej zajęło się leżące obok siano, którym karmiłem zwierzęta.
W stodole stały też inne maszyny rolnicze i ciągniki. Część maszyn zdołano ewakuować, część spłonęła. Jeszcze przed południem w sobotę strażacy dogaszali tlące się siano. Na szczęście ściany działowe zatrzymały rozprzestrzenianie się ognia i część budynku ocalała.
Natomiast ze stodoły Kazimierza Karmelity, stojącej na wzgórzu zostało kilkanaście nadpalonych desek. Ogień doszczętnie strawił budynek, siano i maszyny rolnicze. – Ogień miał kilkanaście metrów wysokości a iskry z płomieni latały w promieniu stu metrów – mówił mieszkający obok rolnik. – Pomagałem Kazikowi gasić pożar i jednocześnie lałem wodę na dach mojej stodoły, żeby od iskier nie zajęła się papa.
– Wyglądało to dramatycznie, gdy z okna zobaczyłem płonącą stodołę sąsiada – mówił inny świadek. – Nie mam żadnych wątpliwości, że to podpalenie. Dwie stodoły w ciągu pół godziny i to tylko u Karmelitów? Nie wierzę w zbieg okoliczności. A przecież dwa miesiące temu spaliła się stolarnia należąca do innego Karmelity. Ktoś chyba nie lubi tej rodziny?
Dochodzenie w sprawie pożarów w Jeżowie prowadzi policja przy udziale biegłych z zakresu pożarnictwa.