Pozdzierane i poszarpane wizerunki kandydatów do Sejmu i Senatu, którzy jeszcze niedawno walczyli o poparcie w październikowych wyborach, dziś szpecą większość tablic ogłoszeniowych i murów w Jeleniej Górze.
Zgodnie z ordynacją wyborczą, sztaby mają jeszcze ponad dwa tygodnie, aby po sobie posprzątać. Niektóre już zapowiedziały usuwanie resztek, ale żaden sztabowiec jeszcze nie zakasał rękawów i nie wziął się do roboty. Skutek jest momentami przerażający a chwilami – śmieszny. Zbitki słowne, jakie rodzą się z wyborczych sloganów splecionych z hasłami innych ogłoszeń, różnie mogą świadczyć o kandydatach, których „fragmenty” jeszcze firmują twarzami kampanijne afisze.
Miasto zapowiada, że po upływie wyznaczonego terminu, samo zadba o porządek w mieście, tyle tylko, że sztabom wystawi rachunek za posprzątanie tego, co one same powinny usunąć.
Niektóre partie mogą mieć kłopoty z zapłatą: nie dostały się do Sejmu, a nawet nie osiągnęły trzech procent poparcia koniecznego do uzyskania dotacji z budżetu.
Innymi prawami rządzą się billboardy z kandydatami. Jeśli sztaby opłaciły określony czas ich prezentacji, mogą sobie wisieć, póki on się nie skończy. Ale na wielkich afiszach wizerunki niedawnych pretendentów do foteli przy ulicy Wiejskiej w Warszawie też bywają „zmasakrowane”.
Dziwi fakt, że samym kandydatom nie jest głupio, że na ich facjatach przyklejane są inne plakaty, lub domalowuje im się wąsy, wydrapuje oczy, czy też dopisuje niekoniecznie cenzuralne hasła.
Bo jeśli rzeczywiście ich by to raziło, to sami pewnie by te plakaty usunęli. A że tego nie robią? Pewnie zależy im na rozgłosie niezależnie od okoliczności i sposobu prezentacji.