– To nie fair, ale co zrobić – mówią uczniowie, którzy jak na zbawienie czekają na unijne stypendia. Pieniądze trafią do nich najwcześniej w styczniu.
– Co roku o tej porze przyjmowaliśmy wnioski od uczniów – mówi Barbara Latosińska, koordynator do spraw stypendiów w Jeleniej Górze. – A teraz nie ma nawet wytycznych ministerstwa.
Jak szacują urzędnicy, pierwsze pieniądze, jeśli wszystko pójdzie dobrze, będą wypłacone dopiero na początku przyszłego roku kalendarzowego. Procedura jest bowiem bardzo skomplikowana. Najpierw ministerstwo musi ogłosić nabór projektów. Później oferty muszą zgłaszać miasta. Dopiero potem, w poszczególnych miastach należy ogłosić nabór zgłoszeń. Później wszystkie oferty trzeba przejrzeć i zakwalifikować. Trwa to długie miesiące.
Jak wyliczyła Barbara Latosińska, w ubiegłym roku z tej formy unijnej pomocy skorzystało ponad 600 uczniów z jeleniogórskich szkół średnich. Stypendyści otrzymywali po 180 złotych miesięcznie.
– Te pieniądze przeznaczałam na dojazd do szkoły – mówi Natalia Fedor, czwartoklasistka z Zespołu Szkół Ekonomiczno-Turystycznych w Jeleniej Górze.
Za stypendium można też kupić książki, podręczniki, zeszyty, stój sportowy na w-f a nawet komputer na raty. – Dla wielu uczniów to bardzo potrzebne pieniądze – mówi Eulalia Skuza, dyrektor ZSE-T. – Niektórzy nie mieli nawet na bilet autobusowy, by dojechać do szkoły. Dzięki tej pomocy, mogli się uczyć.
Stypendia unijne wprowadzono 3 lata temu. Od początku były z nimi jednak olbrzymie kłopoty. Najpierw ministerstwo żądało od uczniów faktur za zakupiony sprzęt na poczet stypendiów. Oczywiście, trzeba było kupić sprzęt i materiały za swoje. Zwrot otrzymywało się po udokumentowaniu zakupów. To przysporzyło wiele kłopotów. Weryfikowaniem wniosków i przyznawaniem pieniędzy zajmowali się urzędnicy. Później część obowiązków przekazano szkołom. Inna sprawa, to opóźnienia w płatnościach.
– Pieniądze przychodziły zawsze po czasie. Czasami nawet czekałyśmy pół roku. Musiałyśmy najpierw wydać swoje, a dopiero potem otrzymywałyśmy zwrot – mówią Agata Rudnicka i Agata Jarząb z ZSE-T.
Dopiero w minionym roku wprowadzono ułatwienia. Zrezygnowano z faktur, ucznowie dostawali pieniądze „do ręki”. Ale w zamian musieli wykazać się dobrą frekwencją w szkole. Każde miasto określiło maksymalną liczbę godzin nieusprawiedliwionych. Uczniowie z jeleniogórskich placówek nie mogli opuścić bez powodu więcej jak 5 godzin lekcyjnych w miesiącu. Jeśli przekroczyli ten próg, tracili prawo do stypendium. – W ten sposób odpadło ok. 80 uczniów – mówi Barbara Latosińska. – Ale ci, co naprawdę potrzebowali pieniędzy, pilnowali się.
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego na łamach mediów ogólnopolskich opóźnienia tłumaczy tym, że stare programy unijne kończyły się w 2006 roku. Od 2007 roku wchodzą nowe programy, co wiąże się z dodatkowymi formalnościami.
Próbowaliśmy skontaktować się z przedstawicielami tego resortu, by dowiedzieć się więcej. Przesłaliśmy pytania zgodnie z instrukcją – pocztą elektroniczną. To – jak informuje ministerstwo – najszybsza droga do uzyskania odpowiedzi. Mimo, że określiliśmy termin publikacji, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Pozostaje mieć nadzieję, że resort ogłosi konkursy i sprawa stypendiów ruszy z miejsca.
Stypendia unijne są przyznawane na tzw. wyrównanie szans edukacyjnych. Mogą z nich skorzystać uczniowie szkół średnich oraz studenci wsi, małych miast oraz miast do 20 tysięcy mieszkańców, w których nie ma szkoły kończącej się maturą (w przypadku uczniów szkół średnich). Warunkiem jest też średni miesięczny dochód w rodzinie, nie większy jak 504 złotych na osobę.
– Pieniądze zawsze przychodziły z opóźnieniem – mówią Agata, Natalia i Agata, uczennice Zespołu Szkół Ekonomiczno-Turystycznych w Jeleniej Górze.