– Kupuj z głową, dokładnie przyjrzyj się produktowi, zastanów się, czy jest on potrzebny w domu – radzi Jadwiga Reder-Sadowska, miejska rzeczniczka konsumentów.
Hipermarkety w przedświątecznym okresie do perfekcji mają opanowane przekonywanie klienta, że musi tam zostawić jak najwięcej pieniędzy. – Sporą pułapką są bony towarowe rozdawane z funduszy socjalnych przez zakłady pracy – zauważa pani rzecznik. Ich posiadacze często bez zastanowienia „plądrują” marketowe półki, aby tylko wydać co do grosza ich wartość, a często nawet do interesu dopłacają.
A ludzie kupują coraz więcej i więcej. Oblężone jest zwłaszcza Zabobrze, gdzie na niewielkim obszarze jest kilka dużych sklepów, które o klienta muszą zawalczyć. – Wolę teraz zrobić świąteczne zakupy, bo jeszcze nie ma takiego tłoku – mówi Magda Bogutyn z ul. Sygietyńskiego. W koszyku – oprócz świątecznych wiktuałów – cała masa środków czystości: proszki do prania, mydła i kartony z pastą do zębów. – Wzięłam, bo była promocja – mówi klientka i przyznaje, że nawet nie spojrzała na datę ważności.
W innym markecie – promocja parówek. Klienci ładują do koszyków po kilka kilogramów kiełbasek. – Zamrozi się i będzie na potem – mówi pani Helena. Mało kto zwróci uwagę, że parówki są towarem nietrwałym i nie nadają się do zamrożenia. Ich spożycie po rozmrożeniu dla osób o wrażliwym żołądku może mieć dość przykre skutki.
Klienci często się dziwią, że towar, który w markecie wygląda i pachnie świetnie, po przyniesieniu do domu szarzeje i nie jest już tak apetyczny. Dotyczy to zwłaszcza wędlin. Specjaliści od wystroju dbają o odpowiednie światło, w którym szynki, polędwice czy inne kiełbasy aż się „proszą” o wsadzenie do koszyka. – Wędliny są często sztucznie aromatyzowane, odpowiednio nabłyszczane przed ułożeniem na stoisko – mówi proszący o anonimowość pracownik jednego z marketów. Odpowiednio wyszkolona obsługa zawsze przekonywująco zapewni kupujących, że towar jest smaczny i niesłony. Po skosztowaniu w domu okazuje się, że jest przesolony, a po kilku godzinach – szarzeje.
Innym, coraz częściej stosowanym chwytem, jest aromatyzowanie stoisk. Chodzi o wydzielanie przyjemnych zapachów, które mają klienta przyciągnąć i skłonić do kupna, na przykład, pięknie pachnącej kawy. Tyle tylko, że zapach jest sztuczny, a kawa okazuje się pośledniego gatunku „plujką”. Dotyczy to zwłaszcza sklepów, które sprzedają swoje firmowe produkty.
Podobnie jest ze słodyczami. – Dałem się nabrać na taką czekoladę. Piękny wygląd, ale w smaku – słodko-kwaśna masa czekoladopodobna, jak za PRL – denerwuje się Grzegorz Kwieciński, jeden z klientów.
Przedświąteczne zakupy w marketach coraz częściej dotyczą także sprzętu RTV i komputerów. Tu – z racji wyższej ceny i odpowiedniej gwarancji – bubli jest mniej, choć też należy szczególnie uważać: dokładnie obejrzeć i przetestować sprzęt, o ile jest taka możliwość.
W tym przypadku specjaliści są pewni: lepiej zapłacić więcej za markowy produkt niż mniej za niesprawdzony. Zaoszczędzimy na kosztach napraw i nerwach.