Od takich ćwiczeń, podnoszących umiejętności strażaków i ratowników często zależy ludzkie życie. Dlatego manewry ratownicze prowadzone na terenie powiatu jeleniogórskiego każdego roku cieszą się ogromną popularnością. Przyjeżdżają na nie strażacy i ratownicy medyczni z całej Polski, w tym roku także z Warszawy. Szkolenie trwało trzy dni.
- Manewry rozpoczęły się w środę (17.04) wykładem teoretycznym – mówi st. kpt. Andtrzej Ciosk, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Jeleniej Górze. - Później były działania poszukiwawczo – ratownicze w Górnej Sosnówce. W drugim dniu, ratownicy ćwiczyli pod hasłem ABC, czyli pod kątem oceny poszkodowanego, sprawdzenia jego drożności dróg oddechowych, oddechu czy krążenia. Działania odbywały się w Piechowicach przy Papierni, przy szrocie na ul. Karola Miarki, Domu Kata w Kowarach oraz na Orlinku przy skoczni i przy Karczmie Skalnej w Miłkowie. Były to bardzo różne zadania, ale z myślą przewodnią działań z zakresu ABC – dodaje Andrzej Ciosk.
Akcja w Zakładzie Orzeł w Mysłakowicach była zwieńczeniem i podsumowaniem szkolenia.
- Dzisiaj ćwiczymy umiejętności podstawowe, ale przy założeniu zdarzenia masowego. Dlatego, że komendy straży we własnym zakresie nie będą mogły u siebie czegoś takiego przeprowadzić. Do tego potrzebny jest odpowiedni obiekt, pozoranci, itp. - mówi Robert Domański, współorganizator ćwiczeń, który przygotowywał scenariusz.
– A tych zdarzeń masowych trochę się dzieje, mamy chociażby przykład z ostatniego tygodnia ze Stanów Zjednoczonych, niemal wierną kopię naszych dzisiejszych działań. Jak w każdym zdarzeniu masowym, trzeba to wszystko najpierw ogarnąć logistycznie, a później dopiero medycznie. Ważne jest, by ludzie nauczyli się ratować. Wiedzieli komu najpierw udzielić pomocy, by nie okazało się, że udzielą pomocy komuś, kto mógłby jeszcze poczekać, a w tym czasie umrze inna osoba, która czekać nie mogła. Jest to akcja poważnie złożona, są w niej elementy logistyki, zorganizowania miejsca działań, pokierowania zespołami, segregacji poszkodowanych, udzielania pomocy na miejscu lub ewakuacji, później przejęcia poszkodowanych w punkcie medycznym, bo liczba karetek przy takich zdarzeniach nigdy nie będzie wystarczająca. Jest to potężna liczba działań, które trzeba spiąć w jeden układ, bo kiedy jedno ogniwo źle działa, cały system upada. Akcja pozornie wygląda chaotycznie, ale od strony ratowniczej ekipy radzą sobie całkiem nieźle. Na ćwiczeniach zawsze zakładamy jednak, że są ofiary śmiertelne po to, by przygotować ludzi psychicznie do takich sytuacji w rzeczywistości – dodaje Robert Domański.
"Ofiary" były przez ratowników oznaczane kolorem czerwonym, zielonym i żółtym. Najpierw ratowano czerwonych, czyli z najcięższymi obrażeniami. Żółci i zieloni musieli niestety poczekać na swoją kolejność, czego nie do końca rozumieli pozoranci, w rolę których wcielili się gimnazjaliści z Gimnazjum nr 1 w Jeleniej Górze oraz z „Norwida”.
- Mam dziesięciocentymetrową ranę uda lewego, a na pomoc musiałam tyle czekać, że mogłabym się wykrwawić – mówiła Natalia Bartoś z Gimnazjum nr 1.
Angelika Pniewska z Gimnazjum nr 1 w manewrach udział wzięła po raz drugi. Rok temu była pozorantką podczas akcji związanej z zamachem terrorystycznym.
- W tym roku mam złamane żebra z lewej strony, ale strażacy tylko chodzą, sprawdzają co jest na kartkach i idą dalej – mówiła uczennica klasy II. – Dla nas jest to świetna zabawa, ale wiemy, że dzięki takim szkoleniom ratownicy mogą wypróbować swoje umiejętności. Więc poza dobrą zabawą robimy też coś dobrego dla innych – dodała uczennica Gimnazjum nr 1.