Sala Biura Wystaw Artystycznych wypełniła się niemal do ostatniego miejsca. Fatalna pogoda nie wystraszyła zainteresowanych tematem „Obserwatorium”: „Mieszkać w parku krajobrazowym”. Gości – połączonych pasją entuzjastów dawnych budowli, Agatę Rome-Dzidę właścicielkę pałacu w Staniszowie, Jacka Jakubca, kustosza dworu Czarne, oraz Piotra Napierałę, prezesa Fundacji Doliny Parków i Ogrodów Kotliny Jeleniogórskiej, przywitała Janina Hobgarska, dyrektorka BWA.
W obszernym i ciętym wstępie Andrzej Więckowski, jak zwykle prowokacyjnie, mówił o otoczeniu towarzyszącemu człowiekowi od zawsze. – Pierwszym parkiem kulturowym był raj – podkreślił mówca.
A. Więckowski przypomniał, że to właśnie Kotlina Jeleniogórska od co najmniej dwustu lat była uważana za jedno z piękniejszych miejsc w ówczesnej Europie. Dodał jednak, że owo piękno zawsze było dwuznaczne. U jednych budziło zachwyty, u innych – odrazę. Mówca cytował Josepha von Eichedorfa, niemieckiego literata romantycznego, który wykpiwał „rekonstrukcję przeszłości” i służące ku temu rozmaite formy, choćby nawiązujące do antyku. A było ich, nawet w okolicach Jeleniej Góry – słynny Helikon – sporo.
Zebrani usłyszeli, że świadome mieszkanie w parku kulturowym wymaga wysiłku intelektualnego: znajomości kontekstów historycznych oraz umiejętności odczytania wpływów gospodarczych. – Najważniejsze jest w tym wszystkim, aby o takim parku umieć stwarzać opinie, aby rozpowszechniać jego istnienie – dodał Andrzej Więckowski. Bez tej wiedzy dzieje się to, co stało się w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej: w pałacach urządzano biura – w lepszym przypadku – lub stodoły, obory i chlewnie – w gorszym. Podkreślił też, że krajobraz nie jest nam dany, ale powierzony, abyśmy mogli o niego zadbać.
Andrzej Więckowski wymienił różne role, jakie dziś spełniają poszczególne zabytki. Z nutą drwiny mówił o wykwintnym menu (chrupiące raki i magnolie z polędwiczek) proponowanym przez kuchnię pałacu w Staniszowie, który nastawił się tylko na turystę i to o dość zasobnym portfelu. Skontrastował to z Dworem Czarne, który – z kolei – spełnia misję bardziej społeczną niż komercyjną. Nawiązał też do pałacu w Wojanowie, który powstał jak Feniks z popiołów.
Agata Rome-Dzida argumentowała, że w dzisiejszych czasach trudno jest, aby zabytek utrzymał się inaczej niż jako hotel czy lokal gastronomiczny. – Odbudowywanie zespołu barokowego: pałacu i parku, w Staniszowie, to nasze życie, nasza pasja. Wkładamy w ten obiekt każdy grosz, cieszymy się z każdego odrestaurowanego detalu – mówiła. – Spaliśmy na początku w fatalnych warunkach: ze szczurami i bez wygód. Pierwszych gości też przyjęliśmy po spartańsku, ale podobało się – dodała właścicielka pałacu.
Zaznaczyła, że bez nieustannych kredytów oraz potężnego, osobistego wysiłku finansowego nie byłoby mowy o doprowadzeniu pałacu do dawnej świetności. A jest on już coraz bliżej kompletnej renowacji.
Agata Rome-Dzida zapowiedziała też, że część kompleksu będzie wykorzystana na galerię oraz ośrodek dla lokalnych artystów plastyków.
Weteran wśród opiekunów opuszczonych i zniszczonych zabytków, Jacek Jakubiec, przeżył w dworze „Czarne” schyłek epoki Gierka, stan wojenny, ostanie lata PRL, okrągły stół i kolejne „burze” w wolnej Polsce. Gdyby nie decyzja sprzed 27 lat, kiedy postanowił się zaopiekować będącym na granicy śmierci technicznej renesansowym dworem, tego obiektu dziś by już nie było.
J. Jakubiec długo opowiadał o wspólnym dziele, jakim jest odbudowa dworu na Czarnym i urządzenie w nim wszechnicy oraz centrum ekologicznego. – To nie jest żaden interes pana Jacka, bo niektórzy twierdzą, że to ja kręcę na tym lody. Nie! To wspólna praca wielu osób – zaznaczył. Kustosz przytoczył także deklarację krajobrazową opracowaną w Białowieży, która postuluje obdarzenie jeszcze większym szacunkiem otaczającego nas świata. – Bardzo żałuję, że jest coraz mniej architektów krajobrazu, którzy powinni uczestniczyć w projektach urbanistycznych – dodał.
Z kolei Piotr Napierała, który szefuje jednocześnie spółce, właścicielowi odbudowanego w błyskawicznym tempie pałacu w Wojanowie, nie mówił o tym zabytku. Podkreślił, że park kulturowy to olbrzymia szansa na rozwój regionu, której nie wolno nie wykorzystać. – To największy tego typu obszar w Polsce. On musi przyciągnąć turystów. A wraz z nimi przyjdzie praca dla miejscowych bezrobotnych i nie tylko. Turysta ma wiele potrzeb, które dzięki parkowi można zrealizować – wyjaśniał Piotr Napierała.
Dodał, że pewne kwestie wymagają „przeorania” mentalności mieszkańców i decydentów. Ale dzięki temu możemy mieć efekty unikatowe w całej Europie – usłyszeli zebrani. Gość zaznaczył także, że dolina pałaców i parków to nie tylko te obiekty, lecz także wiele różnych zabudowań, w tym chat i gospodarstw, o które także należy w szczególny sposób zadbać.
Ciekawej dyskusji przysłuchiwała się Elizabeth von Kuestler z Pałacu w Łomnicy. Był także, między innymi, konserwator zabytków Wojciech Kapałczyński oraz Janusz Korzeń z fundacji doliny parków i ogrodów a także Witold Szczudłowski, prezes Związku Gmin Karkonoskich.