W Góry Olbrzymie podążały całe rodziny (nawet trzy pokolenia) wspólnie ze swoimi czworonożnymi pupilami, których po drodze minęliśmy naprawdę sporo (w liczbie kilkunastu psów, prowadzonych na smyczy). Trasa wiodła niebieskim szlakiem (tam i powrotem) z Karpacza Górnego spod Świątyni Wang do schroniska „Samotnia”. Idea tej wycieczki polegała na tym, aby nasze dzieciaki (i my oczywiście) w końcu mogły poczuć zimę na własnej skórze. Udało się to wyśmienicie uczynić, ale po kolei...
Tego słonecznego dnia popularny kurort pod Śnieżką przeżywał totalne oblężenie. Masa gości przelewała się przez każdy zakątek Karpacza. Dlatego na miejsce startu wycieczki postanowiliśmy dotrzeć komunikacją zbiorową. Jak się okazało na miejscu, była to słuszna decyzja. Znalezienie miejsca parkingowego w tym dniu w tej części miasta graniczyło z cudem. Za początek wycieczki wybraliśmy przystanek autobusowy („Wang”) w Karpaczu Górnym. Na miejsce docelowe dotarliśmy (całą rodziną) rejsowym PKS-em z Jeleniej Góry.
Zaczynamy z przystanku (przy ul. Karkonoskiej), potem skręcamy w prawo (po wyjściu z autobusu) i przechodząc na drugą stronę ulicy wspinamy się w brukowany skrót (znów w prawo i do góry). Po kilku minutach zaśnieżonej i zaludnionej drogi docieramy do głównej atrakcji Karpacza. Każda osoba odwiedzająca Karpacz, a zwłaszcza jego górną część musi (przynajmniej raz) zwiedzić Świątynię Wang. Nasza rodzina oglądała go z zewnątrz, ale zachęcam Państwa do zaliczenia tego obowiązkowego punktu każdej wycieczki przybywającej w Karkonosze. Po prostu mus!
Świątynia Wang (Kościół Górski Naszego Zbawiciela) ewangelicki kościół parafialny w Karpaczu Górnym w Karkonoszach, przeniesiony w 1842 z miejscowości Vang, leżącej nad jeziorem Vangsmjøsa w Norwegii. Ten wyjątkowej urody zabytek ogniskuje ruch turystyczny w tej części miasta i przyciąga jak magnes odwiedzających kurort pod Śnieżką. Dlatego w kilku zdaniach postaram się przybliżyć historię tego obiektu sakralnego tak tłumnie dziś odwiedzanego. W XIX wieku świątynia stała się już za mała na potrzeby ludności miejscowości Vang, która chcąc wybudować sobie nowy kościół, musiała zaciągnąć pożyczkę na pokrycie kosztów budowy. Kościół był mocno zniszczony, ale nadawał się do sprzedaży w celu rozbiórki i odbudowania w innym miejscu. Wtedy norweski malarz Jan Krystian Dahl przebywający w Dreźnie skłonił pruskiego króla Fryderyka Wilhelma IV do jej zakupu za 427 marek dla berlińskiego muzeum. W 1841 rozebraną świątynię przewieziono najpierw do Szczecina, a potem do Berlina, jednak zaprzyjaźniona z królem hrabina Fryderyka von Reden z Bukowca przekonała go, żeby przewieźć ją na Śląsk. Argumentem było to, że gmina, do której należał Karpacz Górny, Borowice, Wilcza Poręba i Budniki, nie miała kościoła i była obsługiwana okazjonalnie przez duchownych z Kowar lub Miłkowa. Dokładne położenie wyznaczył dyrektor sobieszowskiego zarządu dóbr rodu Schaffgotschów, wyliczając najkrótsze czasy dojścia z poszczególnych miejscowości.
Brakujące części dorabiano w trakcie odbudowy na podstawie rysunków. W zrekonstruowanym kościele wybudowano krużganki, wieżę oraz wykonano okna w krużgankach i w ścianach wewnętrznych, których pierwotny kościół nie posiadał. Oryginalne są umieszczone pośrodku kościoła cztery drewniane kolumny oraz bogato rzeźbione portale, a także rzeźbione lwy nordyckie. Spośród późniejszych elementów na uwagę zasługuje bogato zdobiony krucyfiks wyrzeźbiony w jednym pniu dębowym przez Jakuba z Janowic w 1846 roku Poświęcony powtórnie w 1844 roku (w obecności króla pruskiego) stanowi siedzibę parafii ewangelickiej do dzisiaj. Ciekawostką jest fakt, że konstrukcja kościoła została wykonana bez użycia gwoździ, wszystkie połączenia zrealizowano przy pomocy drewnianych złączy ciesielskich. Wnętrze świątyni ozdobione jest oryginalnymi zdobieniami i rzeźbami. Bryła obiektu podczas prac konserwatorskich, zgodnie z XIX-wiecznymi trendami, uległa znacznej rozbudowie. Dobudowano też wysoką kamienną dzwonnicę, która chroni drewnianą świątynię przed wiatrem ze Śnieżki.
Przy Wangu znajduje się stary cmentarz (m. in. z mogiłami Henryka Tomaszewskiego i Tadeusza Różewicza) z piękną panoramą na Kotlinę Jeleniogórską, Rudawy Janowickie i Karkonosze.
Ten jedyny poza Skandynawią kościół, (z epoki chrystianizacji Norwegii, z wieku XIII), znajdujący się w Karpaczu Górnym, słynie z mocy szczęśliwych zaślubin. Może to za sprawą kandelabrów ozdobionych serduszkami i łabędziami (symbolami wierności małżeńskiej), zapalanymi wyłącznie podczas ceremonii ślubnych. Na zakończenie (monotematycznej części) wspomnę jeszcze o szczytach dachów ozdobionych głowami smoków (wg podania miały pochodzić z dziobów wikingowskich okrętów).
Rozpoczynamy poważną wędrówkę od przekroczenia wejścia do Karkonoskiego Parku Narodowego (KPN). Bilateralny (polski i czeski) Światowy Rezerwat Przyrody dostępny jest dla turystów cały rok. Za „wejściówki” nie płacą tylko mieszkańcy gmin, na terenie których leży KPN (Szklarska Poręba, Piechowice, Jelenia Góra, Podgórzyn, Karpacz, Kowary), a pozostali „przyjezdni wędrowcy” uiszczają opłatę (wg cennika).
Pierwszy stromy odcinek prowadzi południowym zboczem Czarnej Góry (945m) i stanowi mocny początek przed dalszą eskapadą w kierunku „Samotni”. Do węzła szlaków „Rówienka” (960m) byliśmy już rozgrzani i obserwowaliśmy tłumy turystów idących do (i z) Polany. Dawniej Rówienkę nazywano „Rzepiórową Kręgielnią” tu bowiem wg legendy Duch Gór przybrawszy na siebie ludzką postać czatował na przygodnych wędrowców, zapraszał do gry w kręgle, najpierw niemiłosiernie ich ogrywał, potem darował na pamiątkę po 1 kręglu, a gdy ktoś nie gardził podarunkiem i doniósł go do domu – kręgiel zamieniał mu się w złoto.
Po półgodzinnej wędrówce (początkowo płaskim, a później stromym, wyślizganym podejściem) docieramy do Polany (1067m), do kolejnego węzła szlaków, tym razem z ławeczkami odpoczynkowymi. Po drodze (do skrzyżowania) podziwiamy piękne, zimowe Karkonosze, szczególnie kotły polodowcowe (najpierw Wielkiego Stawu na wprost, a później Małego Stawu po lewej). W dawnych czasach na Polanie miejscowi kurzacy wypalali tutaj węgiel drzewny. Później stanęły budy pasterskie, z czasem przekształcone na schronisko dla coraz liczniejszych turystów podążających na Śnieżkę. Po 1945 roku to duże schronisko przyjęło nazwę Bronka Czecha (polskiego słynnego narciarza zamordowanego przez hitlerowców), spłonęło w 1966 roku.
Podziwiając górskie, zimowe pejzaże, posilamy się przy ciepłych promieniach słonecznych w towarzystwie licznych obcych współtowarzyszy. Kilka łyków gorącej herbaty i ruszamy w dalszą drogę do „Samotni” skręcając w lewo. Kierując się dalej niebieskim po lewej stronie mijamy ładną panoramę na Śnieżkę i Kopę. Wkrótce naszym oczom ukazuje się budynek schroniska „Strzecha Akademicka”. Szybko docieramy do dwóch oblodzonych mostów na górskich potokach zasilających dwa największe karkonoskie stawy (pierwszy Złoty Potok – Wielki Staw i drugi Łomnica – Mały Staw). W tym miejscu drogi rozdzielają się. W prawo odchodzi szlak niebieski, którym jako trasą letnią można dość do „Samotni”. My wybieramy bezpieczną od lawin drogę jezdną (na wprost bez szlaku).
Po pokonaniu kolejnego odcinka, po prawej mijamy „Domek Myśliwski” (z 1924 r.). Budynek pierwotnie zbudowany dla właściciela tych ziem, hrabiego Schaffgotscha, obecnie mieści w swoich podwojach Ośrodek Informacyjno-Edukacyjny KPN. Kontynuujemy wspinaczkę nieoznakowaną drogą do następnego skrzyżowania (prosto do „Strzechy Akademickiej”, w prawo do „Samotni”). Skręcamy pokonując ostatnie podejście po rozległej i stromej morenie. Wkrótce stajemy na jej szczycie podziwiając niesamowity i nieskalany przez człowieka, a zarazem zachwycający krajobraz Kotła Małego Stawu, najbardziej lawiniastego terenu w całych Karkonoszach.
Schodzimy z moreny do schroniska PTTK „Samotnia” na ogrzanie się i przerwę regeneracyjną. Pierwszy budynek dla strażnika stawu miał powstać już przed 1670 rokiem, do jego obowiązków należała w lecie hodowla ryb, a w zimę wiercenie otworów w lodzie. Wraz ze stopniowym rozwojem turystyki zmieniło się przeznaczenie i wygląd budynku. Obecny kształt budynku „Samotnia” zawdźwięcza wielu właścicielom. Charakterystyczna zabytkowa drewniana bryła z wieżyczką z dzwonem lawiniastym (z 1861 r.) zachwyca turystów od wielu lat. Kultowa rodzina Siemaszko zarządzająca schroniskiem (w tak pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych) tworzy od wielu lat niepowtarzalny klimat, który doceniają najwybredniejsi amatorzy karkonoskich wędrówek o każdej porze roku. Na miejsca siedzące czekaliśmy aż 15 minut!
Wracamy tą samą drogą ślizgając się z dzieciakami na każdym możliwym zjeździe, dzięki czemu wędrówka do Karpacza Górnego szybko mija. Po godzinie marszu docieramy na przystanek autobusowy, skąd odjeżdżamy powrotnym PKS-em do Jeleniej Góry spod Wangu. Całość zajęła nam 3,5 godziny (licząc z przerwą schroniskową). Dystans pokonany to około 10 km.
Zapraszam w zimowe Karkonosze całe rodziny, bo ze śniegiem będziecie mieć radosne miny!