Jak już pisaliśmy, do tragedii doszło 17 listopada minionego roku. Oskarżona 56-letnia Anna B. pracowała za granicą jako opiekunka osób starszych. Kiedy wracała do Polski, mieszkała ze swoim konkubentem w jego mieszkaniu przy ul. Traugutta. To ona opłacała czynsz i robiła zakupy, bo mężczyzna nigdzie nie pracował. Przez cały pobyt Anny B. w Polsce para piła. Tak też było i tym razem. Tragicznego dnia oboje byli pijani. Badania wykazało, że kobieta miała 2,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Do awantury doszło podczas robienia kanapek.
– Andrzej nazwał mnie k…., a kilka godzin wcześniej pobił mnie kopiąc po brzuchu i żebrach – wyjaśniała oskarżona. - Wtedy wzięłam ten nóż, którym robiliśmy kanapki i… To był impuls. Nie chciałam go zabić tylko nastraszyć. Wszystko przez ten alkohol. Nawet się nie zorientowałam, że on nie żyje. Myślałam, że śpi. To, co się stało dotarło do mnie, kiedy przyjechała policja – dodała oskarżona.
Policję i pogotowie wezwał znajomy zamordowanego, który tuż po tragedii przyszedł do niego w odwiedziny. Na ratunek jeleniogórzanina było już jednak za późno.
Wyrok nie jest prawomocny. Każda ze stron może się od niego odwołać w ciągu najbliższych dwóch tygodni.