Sknocony kryminał. Stanisław Lem
Pisaniem o książkach rządzi pewna, niezbyt wdzięczna reguła: im przyjemniejsza lektura, tym trudniej sformułować tekst. Bo jak przekazać, na przykład, zachwyt, nie popadając w egzaltację; jak dramat czy chociażby smutek, bez narażania się na zarzut o czułostkowość? Ale kryminały, to już przysłowiowa kwadratura koła. Jak zachęcić, że wśród wielu, to właśnie ten jest wart zarwania nocy, utrzymując jednocześnie ściśle określony stan niedopowiedzenia, bo inaczej zabieramy potencjalnym czytelnikom całą przyjemność, jaką daje efekt zaskoczenia czy możliwość samodzielnego rozszyfrowania zagadki? I teraz te dylematy, ich siłę, trzeba zwielokrotnić, bo mowa jest o książce Stanisława Lema. Już sam tytuł sugeruje, że ktoś nas będzie wodzić za nos. „Sknocony kryminał” - ha ha! Dobre sobie! Ostrzegam: nie dajcie się nabrać! Nie będę się bawić w streszczenia, ale, aby choć z lekka naświetlić rzecz, przywołam we fragmentach, sporządzony przez autora spis.
Występują:
Pat Robert Cavish: główny bohater, bliski kolega po fachu Philipa Marlowe’a
Cyryl K. Maysters: nieboszczyk promieniujący bogactwem
doktor Edgar Johnston: wszystkie drogi prowadzą do jego kliniki
cmentarz Paddeltrops: tutaj prowadzą wszystkie drogi z kliniki doktora Johnstona
Bank Centralny: trudno z niego cokolwiek wyciągnąć
Tyle wystarczy. Kto miał być zachęcony, ten już powinien być. Ale to nie koniec. Wydanie, które mam przed sobą - z kolekcji Dzieła Stanisława Lema, zawiera, oprócz tekstu głównego, jeszcze parę fajnych rzeczy. Między innymi rozmowę wspomnieniową z Władysławem Bartoszewskim - oj, warto przeczytać, ale także dyktanda wymyślone przez Stanisława Lema. Oto próbka: „Przeleciały trzy pstre przepiórzyce przez trzy pstre kamienice, po czym zjadły pięćdziesiąt deka rzeżuchy. W tym samym czasie chrząszcz brzmiał w trzcinie.
Brzmiał tak górnie i chmurnie, że nawet zadżumione makolągwy wielce się dziwowały. Pod płotem siedziała sójka i gdakała, ponieważ uczyła się obcych języków. Wtem coś huknęło w chaszczach i w dachu chałupy chyżo otwarła się charakterystyczna przestrzelina. Bór zaś szumiał, a siedzący w kucki borowik był łechtany po kapeluszu przez liczne ślimaki, które chowały się chędogo w swoich muszelkach. Rodzina złożona z sześciorga skrzatów skrzętnie krzesała ogień za pomocą hubki i krzesiwa. Iskry padały na chrust, lecz ten opornie jeno hałaśliwie trzaskał, zamiast wybuchnąć płomieniem. Nic z tego nie będzie - rzekł najstarszy z krasnoludów i krzesiwem przyłożył rodzince”. Przyjemnej lektury! Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej.
KH
Ballada ptaków i węży. Suzanne Collins
Pełna brzemiennych w znaczenia i metafory pieśni, medialnych zagrywek, dramatu biedy, wojennego widma, szkarłatu krwi i węglowego pyłu „Ballada ptaków i węży” to książka, która nie mogła przejść bez echa. Teraz, po kinowej premierze jej adaptacji, ponownie wzbudza zainteresowanie czytelników. Jest to prequel bardzo dobrze napisanej trylogii „Igrzyska śmierci” („Igrzyska śmierci”, „W pierścieniu ognia”, „Kosogłos”), w której głównym bohaterem zostaje oponent Katniss Everdeen – prezydent Panem Coriolanus Snow. Cofamy się jednak o 65 lat w stosunku do wydarzeń z „Kosogłosa”.
Coriolanus jest w fabule ukazany jako ambitny, jeszcze nieskalany zbrodniami młody mężczyzna, który usilnie liczy na zdobycie stypendium, będące dla niego furtką na uniwersytet. W tych czasach rodzina Snowów jest zubożała, mieszka w zrujnowanym apartamencie w Kapitolu i żywi się najtańszymi produktami, podtrzymując jedynie pozory bogactwa i marzenia o odnowieniu wielkości. Mieszkający z Panibabką i kuzynką Tigris Coriolanus musi się zmierzyć ze stanowiskiem mentora w 10. Głodowych Igrzyskach. Z powodu niechęci dziekana Highbottoma, dla Corio przydzielona zostaje trybutka z uważanego za najsłabszy 12. Dystryktu – Lucy Gray Baird (śpiewaczka z wędrownej Trupy). Okazuje się to niespotykaną szansą na zmianę zasad rozgrywki i przemianę okrutnej rzezi w medialne show.
Najmocniejszą stroną twórczości Collins są pełnokrwiści bohaterowie o bogatych w odcienie charakterach (Corio, Lucy Gray, Sejanus, Lysistrata, Clemensia, Jessup, Highbottom). Kolejne zdarzenia wymuszają na nich wybory, które w znaczny sposób zmieniają ich plany życiowe, sposób patrzenia na świat i kształtują sumienia. Każda z części („Mentor”, „Nagroda” i „Strażnik Pokoju”) przynosi gwałtowny zwrot wydarzeń, nie raz zaskakując czytelnika i pokazując kolejne oblicza Snowa. Autorka używa obrazowego, treściwego języka, szczególnie uważnie formułując wypowiedzi bohaterów. Potrafi tworzyć zapadające w pamięć, znaczące sceny, jak ta z podwieszeniem na scenie Marcusa, zakrywaniem ciał ofiar flagą Kapitolu przez Reapera albo ze śpiewem Lucy Grey w otoczeniu kolorowych węży.
Dzięki tym cechom „Balladę ptaków i węży” płynnie się czyta, a pojawiające się w trakcie lektury przywiązanie do określonych bohaterów wciąga coraz mocniej z rozdziału na rozdział. Co ważne w tekście poruszane są różne dylematy sumienia, które warto rozważyć i we własnym sercu.
Zarówno szata graficzna okładki, czcionki, jak i układ tekstu (w tym podział na trzy części nawiązuje do serii „Igrzyska śmierci”). Z racji nazwiska głównego bohatera spodziewałam się raczej złoto-białej okładki, zdecydowano się jednak na zielono-złotą, która też jest bardzo efektywna. Obrazowe połączenie motywu węża i kosogłosa na okładce jest manifestem oporu, jednocześnie symbolem moralnego upadku Coriolanusa.
W subiektywnej ocenie seria Suzanne Collins jest jednym z przykładów utworów, których adaptacja jest bardziej treściwa, zapadająca w pamięć i dynamiczniejsza od książek. W przypadku prequelu (reż. Francis Lawrence, 2023 r.) jest podobnie. Chociaż pomysły, fabuła i konstrukcja bohaterów są w pełni zaczerpnięte z książkowego pierwowzoru, to dokonane skróty i wyrzucenie niektórych treści pobocznych uwypukla to, co najbardziej znaczące. Z pozytywnych zmian dokonanych przez scenarzystów (Michael Lesslie, Michael Arndt) najważniejszą jest chyba postać dr Volumni Gaul, w filmie została ona ukazana jako bezwzględna, owładnięta zimną nienawiścią i wyrachowaniem, a przy tym szukająca nowych pomysłów organizatorka igrzysk, w książce to raczej okrutna, niezrównoważona, owładnięta pragnieniem siania śmierci szalona naukowczyni.
Dużo lepiej są również ukazane wydarzenia na arenie (swoją drogą w filmie została wykorzystana wrocławska „Hala Stulecia”). Za to w powieści mamy znacznie lepiej wyjaśniony motyw nienawiści Coriolanusa do kosogłosów i Dystryktu 12 (ciągła wilgoć, wszechobecny węglowy pył, przepełnione zmęczeniem i buntem twarze górników, nieco inne poprowadzenie wątku z wydaniem Sejanusa) oraz dokładniej wyjaśnioną jedną z kluczowych scen – tę z próbą ucieczki z Lucy Gray z Dystryktu 12.
„Ballada ptaków i węży” to dobrze napisana, pełna ważnych treści książka, po którą warto sięgnąć, a przy tym potraktować ją jako przestrogę. Postać Coriolanusa Snowa to jedna z najlepszych przemian pozytywnego w negatywnie odbieranego bohatera, o jakich czytałam. Książkę (jak i film) polecam nie tylko fanom „Igrzysk śmierci”, ale również tym, którzy jeszcze nie poznali świata Panem. W Bibliotece Dziecięco-Młodzieżowej książki Suzanne Collins znajdują się w dziale fantastyki. (MM)
mm
Heaven. Mieko Kawakami
Jeśli poznawać inne kultury, to przez wycieczki, a kiedy nie można dalekiego kraju odwiedzić, to książki mogą chociaż rzucić światło na jego mieszkańców.
Japonia zawsze kojarzyła mi się z nienachalnymi gestami, skinieniami, muśnięciem widocznym w kaligrafii, nienaruszaniem przestrzeni osobistej… Zupełnie nie widziałam w tym stereotypowym myśleniu japońskiej młodzieży szkolnej.
Olbrzymim zaskoczeniem dla mnie jest czytać, że japońscy millenialsi to najwięksi pesymiści spośród młodych ludzi z krajów rozwiniętych, a blisko połowa Japończyków między 18 a 29 rokiem życia ma myśli samobójcze.
Motyw samobójstwa nastolatka przewija się przez fabułę „Heaven”, decyzja ta spowodowana była przemocą, której doświadczał w szkole.
Rówieśnicza przemoc fizyczna, odmienność, samotność, obojętność na krzywdę, szukanie kogoś takiego jak ja, tak samo słabego i upokarzanego to główne tematy powieści Mieko Kawakami. Wplata je w historię przyjaźni czternastolatków – chłopaka o przezwisku Maroko i jego koleżanki z klasy Kojimy. Oboje są ofiarami brutalnych ataków. Wspólnie szukają ich przyczyn, powodów, dla których stali się celem agresji. Wnioski są ponure, świat nie jest logiczny i nie opiera się dla każdego na tych samych wartościach. Dodatkowo trudno szukać wsparcia w rozbitych, milczących rodzinach.
Są różne drogi wyjścia z opresji. Każde z bohaterów wybrało swoją. Do końca towarzyszył mi japoński pesymizm, intymna i poetycka atmosfera idąca w parze ze złem.
Uwaga: książka zawiera drastyczne opisy scen przemocy.
JJ
TeenAgeHardAge #dorastanie #przemoc #agresja #obojętność #milczenie #inność #rozwód #samobójstwo #szkoła #nastolatkowie #śmierć #Japonia #samotność