Nowe wielkie sklepy wyrastają jak grzyby po deszczu. – To nas dobije – denerwują się handlowcy. Na szczęście, wkrótce zmienią się przepisy i miasto uzyska kontrolę nad takimi sklepami.
– Jest coraz gorzej. Zastanawiałam się nawet, czy nie przenieść się do Czech – mówi Bożena Pryszcz, która od 35 lat handluje warzywami w Jeleniej Górze.
Pani Bożena ma stoisko na targowisku Zabobrze. Kilkadziesiąt metrów dalej budowany jest market Biedronka. – To nie fair, że taki sklep powstaje w tym miejscu – mówi. Ale zaraz dodaje, że nie boi się konkurencji. – Mam świeże i smaczne warzywa. Co z tego, że trochę droższe – dodaje.
Najbardziej stracą ci handlowcy, którzy sprzedają produkty spożywcze pakowane. – Ten sam towar w hurtowniach kosztuje więcej niż w markecie w sprzedaży detalicznej. Jak w takiej sytuacji można mówić o zdrowej konkurencji? – pyta pani Jola, która ma stoisko na targowisku Zabobrze. – Powoli się przekwalifikowuję – pokazuje nam półkę ze zniczami. Podobne działania podjęli inni handlowcy z branży spożywczej.
Jelenia Góra jest rajem dla sieci handlowych. W mieście funkcjonuje kilkanaście marketów. To m.in. 4 dyskonty Biedronka, 2 sklepy Lidl, Kaufland, Plus, Intermarche oraz oczywiście największe: Tesco i Carrefour. I wciąż powstają następne.
Oprócz wspomnianej Biedronki przy targowisku, na ukończeniu jest budowa kolejnego Lidla – w Cieplicach. Rozbudowę sklepu planuje sieć Tesco, jego właściciele złożyli już odpowiedni wniosek do planu zagospodarowania przestrzennego.
W rękach prywatnych są inne atrakcyjne tereny, na których bez większych przeszkód mogą powstać duże sklepy. To m.in. działka przy ul. Krośnieńskiej w Cieplicach, teren obok urzędu celnego oraz działka obok parkingu przy ul. Pijarskiej. Budową sklepu w tym miejscu zainteresowany jest właściciel parkingu.
– Wkrótce zmienią się przepisy i postawienie marketu nie będzie takie proste, jak do tej pory – mówi Magdalena Kwasiuk, p.o. naczelnik wydziału urbanistyki, architektury i budownictwa w Jeleniej Górze.
We wrześniu wejdzie w życie nowa ustawa o sklepach wielkopowierzchniowych. Zakłada ona, że na budowę marketu od 400 do 2 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni handlowej potrzebna będzie zgoda rady miejskiej. W przypadku sklepów większych – zgodę wyrażałby sejmik wojewódzki.
– Dzięki temu, uzyskamy większą kontrolę nad zabudową miasta – mówi Jerzy Łużniak, zastępca prezydenta Jeleniej Góry. – Do tej pory zgoda rady była potrzebna tylko w przypadku sklepów wielkopowierzchniowych, powyżej 2 tysięcy metrów kwadratowych. A takie mamy tylko dwa: Tesco i centrum Echo.
Pozostałe markety mają mniej, niż 2 tysiące metrów kwadratowych powierzchni. Na ich budowę potrzeba było jedynie zgody prezydenta lub odpowiedniego zapisu w planie zagospodarowania przestrzennego.
– W praktyce to formalność. Jeśli właściciel terenu spełnił wszystkie wymagania, nie można nie wydać mu pozwolenia na budowę – mówi Jerzy Łużniak. – Za każdy dzień zwłoki, miasto musiałoby płacić właścicielowi terenu 500 złotych.
– Nowa ustawa daje nam większe możliwości. Na pewno będziemy przyglądać się rozwojowi tego typu sklepów w mieście – zapewnia Krzysztof Mróz z PiS-u, wiceprzewodniczący komisji rozwoju.
W podobnym tonie wypowiada się szef komisji rozwoju Wiesław Tomera z PO. – Martwi mnie tylko zapis o tych największych sklepach. Zgodę na ich budowę wydaje sejmik województwa. Skąd może wiedzieć, czy taki sklep jest w naszym mieście potrzebny, czy też nie? – pyta.
Ustawę o sklepach wielkopowierzchniowych prezydent podpisał w lipcu. Jednak nie jest wykluczone, że zostanie ona zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego. Wiele środowisk zarzuca, że jest ona niezgodna z prawem, że nierówno traktuje handlowców (podział na większych i mniejszych), oraz że może ułatwić korupcję.
Niezgodność dokumentu z prawem europejskim stwierdził Urząd Integracji Europejskiej. Odrzuciły go też dwie komisje senackie oraz Biuro Legislacyjne.
Na szczęście, zawirowania prawne nie odbiją się ze szkodą dla klientów. – Marketów w mieście jest już dużo i można sobie wybrać, gdzie zrobić zakupy – mówi Jan Marzec z Jeleniej Góry.
– A ja nie chodzę do takich sklepów, bo nie lubię. Wolę kupować u pani Grażyny, na moim osiedlu. Tam zawsze jest świeży towar – powiedziała nam Monika Sobczak.