Mszę poprowadził ks. dziekan Bogdan Żygadło, a uczestniczyli w niej przedstawiciele parlamentarzystów: Krzysztofa Mroza i Marzeny Machałek, grupa radnych Rady Miejskiej Jeleniej Góry oraz mieszkańcy naszego miasta.
Po mszy zapytaliśmy kilka osób, co wtedy – pamiętnego sobotniego poranka, - robili, gdy dowiedzieli się o tragedii.
- Leciałem wtedy z młodszym synem do Londynu – tam Polonia organizowała targi, na których się wystawialiśmy. Między Strzegomiem a Jaroszowem usłyszałem w radio taki komunikat. Nie wierzyłem, mówiłem – to nie nasz samolot. Niesamowicie to przeżyłem, przyleciałem do Londynu i byłem na pięknej uroczystości w polskiej parafii, gdzie ksiądz zorganizował mszę w intencji wszystkich ofiar. Zorganizował to tak, że miał już nazwiska wszystkich, którzy zginęli. Wnosiliśmy piękne znicze do ołtarza – każdy był podpisany nazwiskami ofiar. Kilka osób osobiście znałem, po imieniu byłem z Aleksandrą Natalii-Świat, z którą umawiałem się na tydzień później, znałem też Jolę Szymanek-Deresz, Jurka Szmajdzińskiego i innych. Pamiętam dokładnie, w którym miejscu usłyszałem tę wiadomość – to było za zakrętem na prostą jak się wyjeżdża za Strzegomiem – wspomina Zbigniew Ładziński, jeleniogórski radny, przedsiębiorca i społecznik.
- To była pochmurna sobota, byłem wtedy na zajęciach, bo robiłem studia podyplomowe. Akurat mieliśmy przerwę i pamiętam jak weszliśmy do holu, patrzę na ekran i do końca nie rozumiałem o co chodzi – pojawiały się napisy, że jakaś katastrofa, samolot. Człowiek przyjmuje, że gdzieś się to zdarzyło i dopiero potem się okazało, że to dotyczyło naszego samolotu i delegacji z naszym prezydentem. Nastąpiła duża konsternacja, zajęcia zostały odwołane, rozeszliśmy się i pierwszą myślą było, żeby zorganizować mszę św. w intencji ofiar katastrofy – wyznał Ireneusz Łojek, jeleniogórski radny, przewodniczący klubu PiS.
- W momencie wypadku akurat robiłem sobie kawę. Najpierw wydawało mi się, że wypadek nie ma tragicznych skutków, ale jak się okazało, że nie jest to drobna kolizja, to momentalnie doznałem szoku i spowolnienia... To był taki moment, gdzie człowiek wyzbywa się śmietnika z głowy. Myśli się kategoriami wyższymi, nie ma oceny, nie ma spojrzenia czy to był ktoś obcy, czy przeciwnik polityczny. Do tej pory do takich wydarzeń podchodzę emocjonalnie – powiedział Leszek Wrotniewski, przewodniczący Rady Miejskiej Jeleniej Góry.