Może nie tą otwartą i agresywną, ale – nieco zakamuflowaną. Na widok Niemca Polak stereotypowy nie pomyśli inaczej niż – a to Szwab. Z kolei na widok Polaka stereotypowy Niemiec od razu przyrówna go do złodzieja, cwaniaka i brudasa.
Oficjalnie nasze narody się polubiły i jest szansa, że polubią się jeszcze bardziej. Jednak nie sądzę, aby kiedykolwiek nastąpił taki przełom, który utorowałby drogę do szczerego wybaczenia i odpuszczenia win zwłaszcza Niemców przez Polaków. I do stereotypowej zmiany wzajemnej wizji obrazu wśród naszych społeczeństw.
Z perspektywy ludzi, którzy mieszkają na ziemi, którą ucywilizowali Niemcy i która przez setki lat świadczyła o ich kulturze, ocena historycznej roli narodu naszych zachodnich sąsiadów nie jest jednoznaczna. W każdym razie wiele w niej dylematów. Prawdą jest, że to dzięki nim Jelenia Góra ma w sobie jeszcze wiele piękna. Trochę to sprawa szczęścia, bo gdyby front sowiecki Kotliny Jeleniogórskiej nie ominął, miasto zostałoby zsiekane, pewnie podobnie jak choćby Lubań. Ale zawierucha przeszła bokiem pozostawiając Jelenią Górę nietkniętą.
Z drugiej strony, słuszne odium, jakie żywili Polacy do faszystów i pozostałych – Bogu ducha winnych – Niemców za wojenne okropności, kierowały naszym narodem w niszczeniu poniemieckich śladów i zacieraniu przeszłości, niewygodnej ideologicznie zwłaszcza w latach, kiedy szczyciliśmy się przynależnością do bratniej wspólnoty demoludów, czyli krajów demokracji ludowej.
Czas podobno leczy rany, ale nienawiść – mimo wielu śladów i znaków szczerego pojednania – wciąż w niektórych kipi. I w Niemcach, którzy mają za złe wypędzenie rodaków z Ziem Zachodnich i Północnych. I w Polakach, jak choćby w ciężko doświadczonym przez wojnę mężczyźnie, który teraz zdecydował się wytoczyć państwu niemieckiemu proces sądowy.
Wzajemna nienawiść Polaków i Niemców kipi również w tych pokoleniach, które lat wojennych pamiętać nie mogą. A nawet wśród tych młodych ludzi, których dziadkowie ledwo się na tamte czasy metryką załapali. Może to zjawisko marginalne, ale jednak zauważalne – zwłaszcza tu, w Jeleniej Górze, dawnym Hirschbergu, mieście opartym na niemieckim dziedzictwie kulturowym.
Wrogość jest podsycana przez tych Niemców, krewnych dawnych mieszkańców, którzy za wszelką cenę odebraliby – na przykład – mieszkania na jeleniogórskim placu Ratuszowym. Jak i przez tych Polaków, którzy w każdym człowieku zza Odry i Nysy widzą wroga, faszystę i polakożercę.
Trudno się dziwić Niemcom, którzy – kiedy z Jeleniej Góry wyjeżdżali (lub – jeśli ktoś woli – byli wypędzeni) zostawili miasto czyste, schludne i zadbane, nierzadko z całym dobytkiem. Teraz podczas sentymentalnych wycieczek widzą często żałosne resztki tego, co tutaj zostawili. A samo się to nie zrobiło, bo sprawę zawalili Polacy.
Trudno się dziwić też Polakom. Nie będę się rozwodził o okropnościach wojny i nieopisywalnym doświadczeniu krzywd z tamtych lat. To są sprawy oczywiste, które legły cieniem na powojennej przyszłości całego kraju.
Znam jednak przypadki pozytywnego nastawienia dawnych mieszkańców, którzy do moich znajomych przyjeżdżali w pokojowych celach. Przywozili dawne zdjęcia, wspomnienia. A nawet marki (kiedy jeszcze nie było euro) na remonty nadżartych zębem czasu rynien i dachów.
Ostatnie lata obfitują w wydarzenia, które mają zbliżyć Polaków i Niemców, zwłaszcza mieszkańców ziem zachodnich w tym Jeleniogórskiego: wymiany młodzieży, partnerska współpraca miast i inne sposoby na naprawianie wzajemnego wizerunku dwóch nie kochających się przecież społeczeństw.
W natłoku górnolotnych oskarżeń i przywoływaniu upiorów przeszłości umykają nam rzeczy banalne, acz ciekawe. Pewnie niewielu wie (sam nie wiedziałem), że w Niemczech też są Jelenie Góry. A raczej Hirschbergi. Wyszukałem dwa miasta o bliźniaczej nazwie. Jedno ma nawet bardzo podobnego jelenia w herbie. Może właśnie poszukajmy tych podobieństw niżej, a nie rozdrapując rany historii.