Przed jednym ze sklepów sieciowych spotkaliśmy grupę starszych jeleniogórzanek z malutkimi zakupami, żywo dyskutujące ze sobą – pewno o koronawirusie. Na pytanie, jak często robią zakupy, chórem prawie odpowiedziały, że codziennie: kupują po 2-3 bułki i trochę wędliny oraz mleko. Na pytanie czy się nie obawiają zarażenia padła odpowiedź: mam prawie 80 lat, przeżyłam wojnę i komunę, nic mi się nie stanie…
Za chwilę wyszedł ze sklepu starszy pan z siatką zakupów i maseczką na twarzy.
Robię zakupy – mówi – raz na kilka dni. Maseczkę założyłem wbrew powszechnej opinii, że to mnie nie chroni. Jednak chroni innych gdybym ja był zakażony. Mam w domu z żoną 6 takich maseczek, staramy się je używać nie częściej, niżi 2 godziny dziennie, a ponieważ nie można ich ani zutylizować, ani kupić nowych to po prostu je dezynfekujemy. Po użyciu obficie spryskuję maseczkę spirytusem – mówi nasz rozmówca. - Potem gdy alkohol odparuje pierzemy ją ręcznie w detergentach. Do wyschnięcie pozostawiamy ją blisko kaloryfera. Potem powtórnie spryskuję ją środkiem odkażającym, a na koniec prasuję gorącym żelazkiem - opowiada.
O konsultację telefoniczną w tej sprawie poprosiliśmy lekarza epidemiologa, byłego jleniogórzanina dr. W. B., który potwierdził, że faktycznie maseczki nie stanowią „remedium” na COVID-19, ale są wyrazem odpowiedzialności i troski o innych. Maseczki są w obecnej chwili koniecznością, która pozwoli ochronić innych przed zakażeniem. Nie mamy nigdy pewności, czy nie jesteśmy nosicielami wirusa gdyż objawy kliniczne pojawiają się po 7 dniach i dłużej. Jeżeli nie mamy maseczek, to zawsze możemy osłonić drogi oddechowe szalikiem lub chustą.
Rozumiemy, że w Polsce ze względu na powszechny brak maseczek - priorytet ma służba zdrowia - nie ma obowiązku ich noszenia. Po drugiej stronie Karkonoszy, w Czechach, jest obowiązek poruszania się w maseczkach konsekwentnie egzekwowany przez policję i wojsko. Stosowane są dotkliwe kary finansowe w przypadku, jeśli ktoś ten nakaz lekceważy. Rząd Republiki Czeskiej zakupił w Chinach respiratory, odzież ochronną i bardzo dużą ilość maseczek, cały transport trafił do czeskiego wojskowego samolotu, który 16 marca wylądował na lotnisku w Pradze! Maseczki są rozprowadzane m.in. przez organizacje pozarządowe, związki emerytów, gminy. Ostatnio z inicjatywy wolontariuszy nie tylko szyte są maseczki – podobnie jak w Jeleniej Górze - ale również uruchomiono „maseczkomaty”, gdzie można maseczkę kupić za 50 koron, a zysk jest przeznaczany na cele charytatywne. Tymczasem u nas te maseczki kosztują od 5 zł za jednorazowe do… 70 zł za te wielokrotnego użytku.
Podkreślić trzeba ogromną solidarność i współpracę mieszkańców Kotliny Jeleniogórskie, nie tylko w pozostawaniu w domu, ale przede wszystkim we wspólnym dziele szycia maseczek. Dobrze byłoby jednak gdyby w kwestii przydatności maseczek wypowiedział się oficjalnie przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia.